Warszawa
Pierwsze ruchome schody w stolicy
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Chlubiła się nimi Warszawa, to prawdziwą perełką socjalizmu. Pozostał po nich… pulpit sterowniczy, czyli cała ściana maszynerii, której dźwignie każdy może dziś poruszyć. O ile oczywiście wie o co chodzi, bo napisy są po rosyjsku (w cyrylicy).
Pierwszym pasażerem warszawskich schodów ruchomych był tow. Bolesław Bierut. Pojechał nimi 22 lipca 1949 roku. Pojechał i zachwycił się. Zaraz za nim tłumnie ruszyli zwykli ludzie. W ciągu godziny schody mogły zawieść na górę 20 tys. osób, a zwieść 10 tysięcy. Skąd ta różnica? Otóż miały one trzy ciągi, a że więcej osób chciało jechać w górę, dwa tak właśnie były skierowane.
Dar bratniego narodu
Schody łączyły dawną ul. Świerczewskiego (dziś Solidarności) z pl. Zamkowym. Różnica poziomów wynosi 12 metrów. Były darem Związku Radzieckiego. Mechanizm został wykonany przez radziecką firmę Metrostoj. Zajmował całą piwnicę kamienicy Johna (w której znajduje się górny poziom) i ważył 150 ton. Aby zamontować aparaturę, rozebrano cały dom. A wtedy okazało się, że schody są… szersze niż kamienica! Zdecydowano więc poszerzyć zabytek. I tak pomiędzy oknami dodano po 80 cm murów. Zupełnie tego nie widać!
Jak się zachować na schodach
Ruchome schody były czymś tak nowym, że opracowano szczegółowe przepisy ruchu. Nakazywały one m.in. wchodzenia zwykłym krokiem, a zakazywały jazdy boso, biegania, siadania na stopniach, wprowadzania rowerów, palenia tytoniu, korzystania ze schodów w stanie nietrzeźwym oraz jazdy wielokrotnej. Ten regulamin jest dziś wywieszony w gablotach na górnym tarasie. Można tam też obejrzeć pamiątki i zdjęcia z czasów budowy Trasy W-Z i funkcjonowania schodów w latach powojennych.
Dzieło socrealistycznej sztuki
Do dolnego peronu prowadził tunel pięknie wykończony klinkierem. Umieszczono w nim dwie gipsowe płaskorzeźby: Razem w boju i Razem w odbudowie (obie autorstwa Jerzego Jarnuszkiewicza), symbolizujące przyjaźń między Polską a Związkiem Radzieckim. Balustrady schodów były wykończone drewnem oklejonym fornirem oraz blachą miedzianą. Obie płaskorzeźby są i dziś, a cały tunel po remoncie odtwarza tamen socrealistyczny klimat (miedziane plafony o żeliwnych wysięgnikach!).
Przejażdżka schodami ruchomymi była – swego czasu – ważnym punktem szkolnej wycieczki dla dzieci z pobliskiego Otwocka. Wiem, bo byłam. I – szczerze powiem – to schody najbardziej utkwiły mi w pamięci, bo z tamtej wyprawy pamiętam jeszcze tylko topolowe puszki latające w zoo.
OJ tak, ja też pamiętam jak z wypiekami na twarzy jeździłam z góry na dół i odwrotnie (wczesne lata 70. ). Wielkim przeżyciem było, jak pojechałam po raz pierwszy SAMA ? mama czekała na dole (albo górze). Był taki moment, że przez sekundę nie było jej widać. Jaka czułam się dorosła!
Dla mnie te schody zawsze były synonimem czegoś popsutego. Wiedziałem, że są, ale nigdy nie dane mi było nimi pojechać. Zdziwiłem się, gdy przeczytałem, że działają!
Zachęcony tą opowieścią wybrałem się na schody, gdy byłem ostatnio w stolicy. Bez tego do głowy by mi to nie przyszło. I rzeczywiście, w kąciku, schowana, jest maszyneria. Trzeba wiedzieć, żeby trafić.