Wrocław
Rozmyślania na rynku

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Mam trochę czasu do pociągu. Idę z dworca na rynek. Najpierw pod pręgierz, potem obchodzę ratusz, uznawany jeśli nie za naj-, to jeden z najpiękniejszych w Polsce. Chyba jednak naj.
W wnętrzach mieści się teraz Muzeum Sztuki Mieszczańskiej. A potem na piwo do piwnicy Świdnickiej. To obowiązek. Tradycja wyszynku piwa sięga tu XIII wieku, nie można więc jej lekceważyć. Tylko które wybrać? Trudna decyzja, prawie wszystkie mi nieznane. Wybieram losowo, może być. Więcej nie próbuję, bo przed tym co czeka tego, kto przesadzi, ostrzega kobieta z kapciem w dłoni, czekająca nad wejściem do piwnicy. Na szczęście jest z kamienia.
Spacerując wokół rynku oglądam kolorowe, niedawno odrestaurowane kamieniczki. Przed trzema przystaję na dłuższą chwilę: Pod Złotym Słońcem, w której zatrzymywali się kolejni monarchowie odwiedzający Wrocław (teraz Muzeum Sztuki Medalierskiej) i pod Jasiem i Małgosią – stojącymi w rogu rynku: on skromny, gotycki, ona trochę bardziej rozbuchana, ozdobiona barokiem. Ślicznie. Ale dla przybysza z Mazowsza trochę obco. Jak za granicą…
Wrocław to takie miasto, które ma bardzo dziwną historię. Przypominają o niej na każdym kroku najprzeróżniejsze zabytki: i te zachowane naprawdę, i te – jak w Warszawie – zrekonstruowane po wojennych zniszczeniach, i te importowane ze Lwowa odległego o kilka setek kilometrów i jeszcze bardziej odległego klimatem. O historii Wrocławia przypominają też puste miejsca.
Tysiąc i dziesięć lat temu – już wtedy miasto – zostało siedzibą biskupstwa, jednego z pierwszych na ziemiach państwa Piastów. Parę wieków później otrzymało prawo składu: żaden kupiec nie mógł go ominąć nie wystawiając tu swoich towarów na sprzedaż. Gospodarcza potęga kwitła na skraju imperium Luksemburgów i Habsburgów. Wreszcie, obok Berlina i Królewca, Wrocław urósł do rangi jednej z trzech stolic państwa pruskiego. A jako Festung Breslau bronił się aż do ostatnich dni II wojny.
Kiedy nastała tu Polska Ludowa, nie było ani domów, ani ludzi. Gruzy zasiedlili przybysze ze wschodu, w znacznej części repatrianci z okolic Lwowa. Odbudowali wiele według starych zdjęć i planów. I choć na rynku wyraźnie słychać niemiecką mowę – to tylko turyści.
Ta obcość i zagraniczność (w architekturze, ale i w pewnej dbałości o porządek) nie dotyczy tylko Wrocławia, ale też wielu miast w zachodniej Polsce. Za to za wschodnia granica, też już jest trochę obco. Choć bałagan bardziej swojski, niż zachodni porządek.