Mompox
Szukamy drogi do Macondo…
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Coraz częściej rozumiem dlaczego Marquez i Vargas Llosa zaczynali od dziennikarstwa… kryminalnego.
To proste: ich powieści to kronika kryminalna polewana sosem mitycznych opowieści. To razem się składa. Może wyjść z tego latynoska telenowela, albo zgrabnie napisana noblowska powieść…
Bo rzeczywistość jest tutaj jak z Marqueza
Po drodze do Ciudad Perdida poznałyśmy całą rodzinę naszego przewodnika. Po czasie okazywało się, że to nie brat, a przyrodni brat, a siostrzeniec jest przyszywany, a żona tego trzeciego zmarła gwałtownie, ale nie ma problemu, opiekuje się nim synowa, bo syn w mieście zarabia na życie, itd, itp… Toż to niczym rodzina Buendiów…
Szukamy drogi do Macondo… Tak od przyjazdu
Startujemy o 6 rano, ktoś ma nas odebrać, dowieść do miasta Barranquia, tam mamy szukać połączenia do innego miasteczka, tam łódki szukać, a później, na wyspie, jakieś colectivo zabierze nas do Mompox, które jest pierwowzorem Macondo.
Według Marqueza założyciele Macondo szli dwa lata z wybrzeża, przez góry do miejsca na mokradłach Rio Magdalena, gdzie założyli Mompox. Jego syn Aureliano z wojskiem szedł sześć dni szybkim tempem… A nuż nam się uda w jeden dzień? Wszyscy tu mili, ale przydatna podróżnemu informacja więdnie na intencjach. Ale sprawdzi się jutro, dokąd nas powiedzie dobra intencja właścicielki hotelu. Już pół miasta wie, że Polki szukają transportu do Mompox.
Z pożytecznych wiadomości mamy partnera do salsy w Cali. To kuzyn pani, u której spałyśmy w Bogocie, zaraz po przylocie. A tam nas polecił jej syn, który jest kolegą mojego kolegi… Ja znam tylko swojego kolegę. Teraz już poznaję łańcuszek życzliwych i pomocnych ludzi…. Czyż to nie Marquez? (tu innego znaku zapytania nie ma; Latynosi mają je do góry nogami).
Uściski z Santa Marta – to tutaj dokonał żywota Simon Bolivar. Szczegóły w Generale w Labiryncie… My też jak w labiryncie.
Dodaj komentarz