Er-Rachidia
W drodze do wrót Sahary
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
W drogę z Ouarzazate do Er-Rachidia na wschód, trasą Doliny Dades wyruszyłyśmy prywatną linią autobusową. Jej standard trudno określić. Autokar był niezły. Układał się doskonale pokonując wijące się górskie drogi.
Odebrano nas z bagażem spod hotelu i zauważyłam, że w zasadzie nigdy dla tych przewoźników nie było problemem zatrzymanie się po pasażera na drodze (chociaż to pewnie jakieś ustalone miejsca, znane tylko miejscowym) czy wysadzenie kogoś. Hasło ? chcę wysiąść ? oznajmiano klaskaniem dłoni. Oprócz kierowcy, jechał odpowiedzialny za bilety i bagaże ?konduktor?, a kierowcy dawał znak do odjazdu waląc dłonią w pudło autobusu i wskakując często w biegu. Autentyczny folklor.
Zupełnie nie czułam obawy o los pozostawionego w bagażniku bagażu. Pasażerowie zmieniali się często. A my byłyśmy jedynymi Europejkami. Ale nie byłyśmy ani zjawiskiem, ani intruzami. Gdy na którymś z przystanków w środku pustyni zobaczyłam sześcian 2x2x2 pełen kartonów z margaryną Rama, prawie się nie zdziwiłam, że ten bagaż też pojedzie z nami, rozłożony na dachu autobusu.
Drogami przez Atlas Wysoki, w górę, w dół, nad przepaściami, obserwując w dolinach gaje palmowe, anteny satelitarne na prostych, w kolorze gliny domkach i zmieniający się krajobraz. Jechałyśmy w stronę pustyni. W czasie postojów ? a to było w zasadzie powszechne ? nie wiadomo skąd wyrastali przed nami , głównie młodzi Marokańczycy, i od razu mówili, pytali skąd jesteśmy, zapraszali na jedzenie i zakupy. Nieskończoną ilość razy powtarzałam, że jesteśmy Polkami. Tak, znają Wałęsę. Ileż to trzeba było nagłowić się i nagimnastykować, aby uprzejmie odmówić zakupu. Marokańczycy są wyjątkowo gadatliwi. A mówią zwykle kilkoma językami. Przejeżdżając przez miasteczka i osady zastanawiałam się jak oni żyją, co robią. Po podróżach autobusami wiem, że na pewno się przemieszczają.
Osiągnęłyśmy cel. Er-Rachidia. Klepisko placu dworcowego z wystającymi kamieniami, pozapadane chodniki, zapiaszczone ulice osiągające poziom krawężnika. Obraz nędzy i rozpaczy. Położony niedaleko dworca hotel m?Daghra, przy ruchliwej ulicy o tej samej nazwie i prowadzącej na suk, jest zupełnie dobry. Zamieszkałyśmy tam. Er- Rachidia, której nazwa pochodzi od imienia jednego z członków panującej tu niegdyś dynastii, liczy ok. 100 tys. mieszkańców i jest stolicą prowincji Tafilalet. Miasto zostało zbudowane na planie prostopadle biegnących ulic jako garnizon Legii Cudzoziemskiej ?czuwającej? nad tym terenem na początku XX w. Istniało tutaj Ksar-es-Souk czyli osiedle mieszkalne z targiem.
Zabudowa miasta w kolorze cegły jest trudna do określenia . Małe sklepiki, targowisko, warsztaciki. I jak w wielu miastach tzw. supermarket położony dalej, na uboczu. Tam tylko można było kupić piwo, które w Maroku produkują w Fezie i w Marakeszu. Jest słabe. Dziwiłyśmy się, że w kraju podlegającym przez wiele lat wpływom Hiszpanii czy Francji nie można kupić wina. Można, ale tylko w supermarkecie. Jest w Er-Rachidii również Bulwar Mohammeda V ? szeroki, oświetlony, przy nim zlokalizowano główne urzędy m.in. dla tej prowincji Wydział Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ? securite. Bardzo dużo dobrej marki samochodów jeździ po mieście.
Dodaj komentarz