Wadi Rum
Do wioski angielskiego szpiega
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Jordania ma dwa wspaniałe miejsca, które bez wątpienia warto odwiedzić. Jednym jest Petra, drugim pustynia Wadi Rum — moim zdaniem najpiękniejsza pustynia świata. Oba miejsca łączy nie tylko to, że znajdują się w Jordanii. Oba posłużyły także za plener filmowy — Skarbiec w Petrze zagrał w „Indiana Jones”, na pustyni rozgrywała się akcja „Lawrence z Arabii”.
Wielką atrakcją jest spędzenie tu nocy i podziwianie wygwieżdżonego nieba. To znam tylko z opowiadań, nie dane mi było nocować na pustyni. Ale na brak wrażeń nie narzekam. Najlepiej przyjechać tu wiosną — można wtedy dostrzec wiele z rosnących na pustyni kwiatów — a doliczono się ich w sumie ponad dwa tysiące gatunków. Albo, przy odrobinie spostrzegawczości, podejrzeć jednego ze 110 gatunków mieszkających tu ptaków.
Terenówką po bezdrożach
Po bardzo wczesnej pobudce ruszamy do Wadi Rum Visitor Center, by tam przesiąść się do otwartych samochodów terenowych. Po pustyni można się także poruszać na wielbłądach lub pieszo (ale nie latem, kiedy panują ekstremalne temperatury) i raczej w towarzystwie wynajętego przewodnika. Jedziemy po płaskich wertepach, gdy nagle wyrasta przed nami góra. A w dodatku jest kolorowa — brąz przeplata się miejscami z wyraźnym różem. Miły kierowca jeepa zatrzymuje się, a wszyscy pasażerowie rzucają się do fotografowania. Pejzaż przypomina nieco ten znany z filmów o Marsie.
Kolory i kształty pustyni
Im głębiej zatapiamy się w pustynię, tym kolorów pojawia się więcej, ale wszędzie dominuje ceglasty róż, spod którego gdzieniegdzie przebijają się szare, brązowe czy nawet żółte smugi. Coraz ciekawszy staje się także krajobraz — pojedyncze góry zbijają się w całe masywy, w których wiatr, deszcz, inne pogodowe wariacje wyrzeźbiły fantazyjne kształty. Co i rusz widać zawieszone wysoko nad ziemią mosty skalne, od czasu do czasu można dostrzec rysunki naskalne Nabatejczyków z II-III w. naszej ery. Robi się naprawdę bajkowo. Z daleka widać Dżabal Rum, największą górę Wadi Rum. Ma ona 1754 m n.p.m. a na jej zboczach często można dostrzec zapaleńców wspinających się na szczyt.
Herbata u Beduinów
Labiryntem między skalnymi formacjami dojeżdżamy do kolejnego postoju — namiotu rdzennych mieszkańców pustyni — Beduinów. Częstują nas słodką jak ulepek ale pyszną herbatą z listkiem mięty. Takich namiotów, uszytych z czarnej materii, utkanej z wełny długowłosych kóz, rozbito na pustyni wiele. Wśród wielobarwnych gór z piaskowca i wydm wciśniętych między skały żyje około cztery tysiące Beduinów. Zarabiają na turystach, hodują wielbłądy i kozy. Jak im się to udaje bez porośniętych soczystą trawą pastwisk — pozostaje ich tajemnicą.
W bazie Lawrence’a z Arabii
Wielką atrakcją pustyni jest ukryta w skalnym wąwozie baza Lawrence’a z Arabii, która od I wojny światowej w niezmienionym stanie pozostawiono do dziś. Ten angielski szpieg (i po części awanturnik), zwolennik powstania samodzielnego państwa arabskiego, osiadł w Wadi Rum na początku lat 20. XX wieku. Tu organizował oddziały partyzantów arabskich, które atakowały garnizony tureckie na Półwyspie Arabskim. Jego życie zainspirowało Davida Leana do nakręcenia w 1962 r. filmu „Lawrence z Arabii”, który zdobył aż siedem Oskarów. A ponieważ wiele zdjęć kręcono tutaj — akurat statuetka za scenerię wcale mnie nie dziwi.
Dodaj komentarz