Zlin
A zewnętrznego pomnika nie ma!
Byłem w – tak, to nie błąd – w pomniku Tomasza Baťy, szewca od wielu pokoleń, potomka najstarszego znanego z rodu, Łukaszea Bata notowanego w źródłach historycznych już w 1667 roku, a później czeskiego przemysłowca.
Tomasz Baťa był twórcą gospodarczego imperium, które wyrosło z przedsiębiorstwa szewskiego w systemie pracy nakładczej, prowadzonego z rodzeństwem od roku 1894, do wielkiego koncernu obuwniczego, który zmienił niewielką wioskę Zlin w jego znaną w świecie stolicę.
W okresie I wojny światowej, dzięki zamówieniom austriackiej armii, jego tutejsze fabryki produkowały po 10 tys. par butów dziennie! Działalność tę rozwiał w latach międzywojennych aż do śmierci w wypadku lotniczym w 1932 roku. O „batowskim” Zlinie, a także zupełnie innych częściach miasta i tutejszym Muzeum Moraw Południowo-Wschodnich napisałem już obszerniej.
W tym miejscu tylko parę słów o wspomnianym już pomniku. Najbardziej niezwykłym, jaki kiedykolwiek i gdziekolwiek widziałem na świecie. Jest to trzypiętrowej wysokości budynek ze stali, betonu i szkła. Na przeszklonym ze wszystkich stron, podobnie jak pozostałe kondygnacje, paterze znajdują się tylko trzy odlane w brązie popiersia Tomasza Baty oraz dwu innych ofiar katastrofy lotniczej, które zginęły w jego prywatnym samolocie Junkers F-13 chwilę po starcie z lotniska w pobliskich Otrokovicach 12 lipca 1932 roku. Nad parterem wisi, od stropu budynku, replika tego samolotu.
Na wyższą kondygnację prowadzą schody szerokie jak w pałacach, a obok, na postumencie za szkłem, wystawiony jest złoty zegarek kieszonkowy Tomasza Baťy. Wspomniany samolot i popiersia można oglądać z trzech poziomów, gdyż z drugiego kolejne schody prowadzą na górną kondygnację. I niczego więcej, poza zwiedzającymi, w tym gmachu, Pomnika nie ma!











Dodaj komentarz