Rovaniemi
Widziałem, jak pracują Finowie…
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Póki co – wakumpompa wylądowała na biurku szefa. Sprawdził numery, tak jest, dokładnie ta, o której myślałem. Sprawdzę, gdzie jest dostępna i zamawiam. Po godzinie wychodzi z niewyraźną miną. Nie ma. Nigdzie. W żadnym magazynie peugeota w całej Finlandii ani w żadnym serwisie. Zaraz, zaraz… Odchodzi i za kilka chwil wraca rozpromieniony. – He, He. Znalazłem dwie. W całej Finlandii są tylko dwie ! I jedna do nas już jedzie! Z Helsinek. Wie pan, gdzie znalazłem? W serwisie citroena. W BX są te same. W autoryzowanym serwisie Peugeota by na pewno nie znaleźli. Bóg mi pana zesłał, panie Sysmolainen, myślę sobie i obliczam, ile trwałaby naprawa w peugeocie.
Następnego dnia zrywam się tuż po otwarciu zakładu. Dzień dobry panie Sysmalainen. Guten Morgen? Good morning? Po holendersku jest jakoś: [hujchemorchen] (?!), po szwedzku: god morgon. Ale po fińsku??? – Good morning! – wita mnie rozpromieniony właściciel. Nie mam jeszcze części, ale potwierdzili wysłanie, czekamy na listonosza. O której będzie? Między 11 a 13. Średnio: ok.12, wie pan, to zależy od liczby przesyłek, ale niech pan się nie martwi, na 17. na pewno skończymy. Dobra. Się nie martwię.
Około pierwszej mimochodem zagaduję szefa: i co, nie ma jeszcze pompy?
– Nie, pompa jest, przywieźli kwadrans po 11. Mówiłem, że muszę skończyć inne pojazdy, jestem poumawiany: ten na godz. 14., ten na 15., a ten na 16. A pan na 17. – Szef wyjaśnił to z minimalnym, acz bardzo przyjaznym zniecierpliwieniem. Jak dziecku. Odszedłem uspokojony. Uspokojony!!!
Liczymy obłoczki. Czytamy. Drzemiemy. O 15.30 zarządzam obiadek, żeby o 17-ej ruszyć z kopyta. I – o godz. 16.15 przychodzi zapoznany chłopak z pompą. I z kompletem pasujących kluczy. Po półgodzinie – niech pan zapali silnik… W porządku! Nie chce nam się wierzyć! Szef wzywa do kantorka.
– Pompa tyle, robocizna – tyle. Razem tyle. W porządku?
– Co nie ma być w porządku… – Ciągniemy kartą, ok. Ze szczęścia obdarowuję mojego dobroczyńcę „Luksusową”. Przyjmuje ze zrozumieniem. – Czy pozwoli kierownik pracownikowi również? Jasne, on będzie bardzo zadowolony… Jest, choć nie kryje wielkiego zaskoczenia. Ale my byśmy dziś obdarowali cały świat. Jedziemy!!!
Na marginesie
I tak właśnie pracują Finowie. Od zawsze fascynują mnie różnice kulturowe i chyba głównie to napędza mnie do ruchu po świecie. U nas, w Polsce wschodniej, dziś i jutro to prawie synonimy. A taki szczegół jak pół godziny, w ogóle nie występuje. A tu – „zajmie mu to pół godziny” i faktycznie – załatwia temat w 30 minut i 00 sekund. Jakieś jaja.
Facet mówi, że jest poumawiany do wtorku i nawet nie próbuje znaleźć pół godziny, bo skąd? Skoro jest zaplanowany do wtorku… U nas by było: pan poczeka, się zobaczy, jakoś się upchnie.
I rzecz absolutnie zadziwiająca, choć w strefie wpływów Kalwina i Lutra zupełnie normalna: jeśli mamy pół godziny pracować – to pracujemy. Zamiast przed robotą łbem zarzucić, po mankietach, po pazurach, pogadać 20 minut, porobić z 10, zostać odwołanym do innych, pilniejszych zleceń… No, słowem: „straszny tu macie burdel, siostry!”. Z drugiej strony każdy polski mechanik zrobiłby to w 10 minut, więc per saldo…?
Dodaj komentarz