Rovaniemi
Widziałem, jak pracują Finowie…

Z podziwem obserwowaliśmy pracę fińskiego czeladnika. Wyjął z kieszeni kombinezonu śrubokręt. Odkręcił opaski. Nie wszystkie. Poszedł po klucz. Ósemkę. Odkręcił kolejne. Poszedł po krzyżak... Choć za chyba trzecim nawrotem przyniósł skrzyneczkę. Z narzędziami.
fot: Anna Michałowska
Rovaniemi. Widziałem, jak pracują Finowie…
Od zawsze fascynują mnie różnice kulturowe i chyba głównie to napędza mnie do ruchu po świecie. U nas, w Polsce wschodniej, dziś i jutro to prawie synonimy. A taki szczegół jak pół godziny, w ogóle nie występuje. A tu – "zajmie mu to pół godziny" i faktycznie – załatwia temat w 30 minut i 00 sekund. Jakieś jaja.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Miły facet z obsługi klienta wychodzi ze mną na plac. Podnosi maskę – wakumpompa. Wracamy do biura. – Zrobić możemy, ale nie wiem jak będzie z terminem? Kalendarz. Najwcześniej mogę pana umówić na wtorek. Na dziesiątą? (mamy czwartek!).

– No jak to! Jestem z drogi, musi pan pomóc! Facet wyraźnie stropiony: – Przepraszam… nie mogę… jestem poumawiany z innymi, nie mogę ich zawieść, rozumie pan?
– Rozumiem. (Rozumiem? A gdzie nasze polskie terminarze z gumy? Jak to się nie da?).

I teraz będzie najlepsze: facet bierze opasłą księgę telefoniczną, odchodzi w głąb kantoru, żeby nikt mu nie przeszkadzał i próbuje wcisnąć mnie do konkurencji. Dzwoni w kilkanaście (!) miejsc. Z każdym długo rozmawia, szczegółowo tłumaczy, słucha wyjaśnia, wreszcie kiwa głową ze zrozumieniem… i dzwoni w następne miejsce. Pracuje w skupieniu. Po 45 (czterdziestu pięciu!) minutach walki w mojej sprawie prawie się poddaje.
– Ale zaraz, jeszcze jeden adres… Jest taki facet, co w zasadzie robi citroeny i japończyki ale… Jest!!! Przyjmie pana! Od ręki!
– No cud normalnie! – Mało gościa nie uściskałem.

Jedziemy. Za fabryką noży. Jest! Uśmiechnięty od ucha do ucha szpakowaty właściciel zaprasza nas szerokim gestem na podwórze. Pokazuje gdzie stanąć. Podnosi maskę, słucha, zagląda… Wakumpompa. Bez żadnych wątpliwości. Zaraz przyjdzie chłopak i wymontuje. Jak zamówimy przed dwunastą, to na jutro do południa będzie i na fajrant was wypuszczę. Postawcie sobie samochód na skraju placu. Możecie tu pomieszkać, kran z wodą jest za budynkiem, ubikacja – w warsztacie. Bramy nie zamykamy na noc. Po co?

Myślę: Jak to na jutro? Dziś się nie da? Spokój, przecież to i tak szybko. Dwa dni w plecy. No i tu właśnie jest pora na ćwiczenia ze stoicyzmu…

Tymczasem wakumpompa już wykręcona. Z podziwem obserwowaliśmy pracę fińskiego czeladnika. Duży dwudziestolatek w wersji blond. Przyszedł niemal natychmiast. Wyjął z kieszeni kombinezonu śrubokręt. Odkręcił opaski. Od przewodów wodnych. Nie wszystkie. Poszedł po klucz. Ósemkę. Odkręcił kolejne. Poszedł po krzyżak. I odkręcił ostatnią. W podobny sposób odkręcił wakumpompę. Choć za chyba trzecim nawrotem przyniósł skrzyneczkę. Z narzędziami. Wprawdzie nie wszystkimi. O dziwo – zmieścił się z robotą w obiecane pół godziny. Zresztą do tego systemu pracy jeszcze wrócimy przy zakładaniu wakumpompy, ale nie uprzedzajmy faktów…

Czytaj dalej - strony: 1 2

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij