Tybet
Ujrzałem zieloną dziewczynę

Autor: Jacek Kamler
Na stromej górskiej ścianie rysuje się wyraźnie biały krzyż. Ramiona to droga do Tybetu, do Lhasy, a słup krzyża to tor lawinowy wyryty w stoku głazami z obrywu powyżej. Trzeba będzie iść tymi ramionami, aż do skrzyżowania z lawinowym torem i tam zagrać w ruletkę z opatrznością...
Tagi: ,
fot: Jacek Kamler
Tybet. Ujrzałem zieloną dziewczynę
Nastała cisza, ale nie czułem ulgi, ni odprężenia, gdyż przez czas cały tkwiłem w lekkości zaciekawienia zjawiskiem mi nieznanym, ciągle odległym, nie tuż nad głową, ale gdzie indziej. Nie tu, ale jakby daleko, nie mogąc przerwać się przez moją wyobraźnię sparaliżowaną, nieobecną...
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

By było bezpieczniej wystarczy, najlepiej w łóżku, pod kołdrą, zwinąć się w kłębek, zamknąć oczy i przez chwilę nie myśleć, a jeszcze można zatkać uszy palcami. Słowem odgrodzić się od świata, a może i on do nas nie przyjdzie. To nawet nie było teraz potrzebne, strach do mnie jeszcze nie dotarł, zawsze spóźniony, jak i ja sam.

Odruchowo, jak i wszyscy wokół, przylgnąłem do kamienistej skarpy starając się przestać istnieć, a przynajmniej zniknąć na chwilę. Plecak odpychał mnie od niewysokiej ścianki, ale nie zrzuciłem go. Wiedziałem, że co ma być – to będzie, ale ciągle czułem spokój, a nie paraliż widoczny w spojrzeniu węża. To była loteria, ruletka. Kulka mogła wpaść na ten czy inny numer. I tak siedziałem nieruchomy, upchany pod kamieniami i nawet nie chciało mi się podnieść głowy i spojrzeć w górę ku przeznaczeniu.

Nagle poczułem, że dziewczyna kryjąca się tuż obok wtuliła się w mój rękaw namiętnie, chroniąc się przed bliskością grzmotu, który narastał nad nami, eksplodując gdzieś nad głową, już całkiem blisko. W ułamku chwili wielkie koło młyńskie odbiło się tuż na środku drogi, może metr od naszych nóg starannie podkurczonych. Odbiło się ze sprężystością piłki i znikło za krawędzią drogi łomocząc gdzieś dalej w dolinie. Nastała cisza, ale nie czułem ulgi, ni odprężenia, gdyż przez czas cały tkwiłem w lekkości zaciekawienia zjawiskiem mi nieznanym, ciągle odległym, nie tuż nad głową, ale gdzie indziej. Nie tu, ale jakby daleko, nie mogąc przerwać się przez moją wyobraźnię sparaliżowaną, nieobecną, tak jakbym oglądał film przygodowy na ekranie, a nie śmierć prawdopodobną, bliską, własną i prawdziwą.

Nastała cisza i bezruch. Coś się w nas uspokajało i wtedy dopiero zobaczyłem dziewczynę nieruchomą, przylgniętą do mnie ile sił. I w niej coś widać drgnęło, odchyliła w tył głowę i wtedy ujrzałem twarz ładną i młodą, ale całkiem zieloną, zielonkawe piegi i oczy, o dłoń odległe od moich, ale wpatrzone gdzieś daleko w nieskończoność, od której byliśmy przed chwilą tak blisko.

Czytaj dalej - strony: 1 2 3

Poczytaj więcej o okolicy:

Komentarze: 1

    bacek5, 19 marca 2011 @ 11:14

    Witam,
    Rodzinę Kamlerów miałem okazję poznać wiele lat temu na placówce w Oranie. Zawsze byli to ludzie pozytywnie zakręceni jeśli chodzi o jeżdżenie gdziekolwiek. Zawsze planowali nowy wyjazd, chociażby na parę godzin za miasto w góry. Już wtedy pojawił się u nich pomysł napisania książki o Algierii, co też po pewnym czasie uczynili. Lekki styl i humor w opisach sprawia, że książki przez Kamlerów pisane są doskonałą i ciekawą lekturą.
    pozdrawiam,
    Max

Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij