Tybet
Ujrzałem zieloną dziewczynę
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
By było bezpieczniej wystarczy, najlepiej w łóżku, pod kołdrą, zwinąć się w kłębek, zamknąć oczy i przez chwilę nie myśleć, a jeszcze można zatkać uszy palcami. Słowem odgrodzić się od świata, a może i on do nas nie przyjdzie. To nawet nie było teraz potrzebne, strach do mnie jeszcze nie dotarł, zawsze spóźniony, jak i ja sam.
Odruchowo, jak i wszyscy wokół, przylgnąłem do kamienistej skarpy starając się przestać istnieć, a przynajmniej zniknąć na chwilę. Plecak odpychał mnie od niewysokiej ścianki, ale nie zrzuciłem go. Wiedziałem, że co ma być – to będzie, ale ciągle czułem spokój, a nie paraliż widoczny w spojrzeniu węża. To była loteria, ruletka. Kulka mogła wpaść na ten czy inny numer. I tak siedziałem nieruchomy, upchany pod kamieniami i nawet nie chciało mi się podnieść głowy i spojrzeć w górę ku przeznaczeniu.
Nagle poczułem, że dziewczyna kryjąca się tuż obok wtuliła się w mój rękaw namiętnie, chroniąc się przed bliskością grzmotu, który narastał nad nami, eksplodując gdzieś nad głową, już całkiem blisko. W ułamku chwili wielkie koło młyńskie odbiło się tuż na środku drogi, może metr od naszych nóg starannie podkurczonych. Odbiło się ze sprężystością piłki i znikło za krawędzią drogi łomocząc gdzieś dalej w dolinie. Nastała cisza, ale nie czułem ulgi, ni odprężenia, gdyż przez czas cały tkwiłem w lekkości zaciekawienia zjawiskiem mi nieznanym, ciągle odległym, nie tuż nad głową, ale gdzie indziej. Nie tu, ale jakby daleko, nie mogąc przerwać się przez moją wyobraźnię sparaliżowaną, nieobecną, tak jakbym oglądał film przygodowy na ekranie, a nie śmierć prawdopodobną, bliską, własną i prawdziwą.
Nastała cisza i bezruch. Coś się w nas uspokajało i wtedy dopiero zobaczyłem dziewczynę nieruchomą, przylgniętą do mnie ile sił. I w niej coś widać drgnęło, odchyliła w tył głowę i wtedy ujrzałem twarz ładną i młodą, ale całkiem zieloną, zielonkawe piegi i oczy, o dłoń odległe od moich, ale wpatrzone gdzieś daleko w nieskończoność, od której byliśmy przed chwilą tak blisko.
Poczytaj więcej o okolicy:
Zajrzyj na te strony:
tekst jest fragmentem ksiażki „CV” wydanej nakładem Autora |
Witam,
Rodzinę Kamlerów miałem okazję poznać wiele lat temu na placówce w Oranie. Zawsze byli to ludzie pozytywnie zakręceni jeśli chodzi o jeżdżenie gdziekolwiek. Zawsze planowali nowy wyjazd, chociażby na parę godzin za miasto w góry. Już wtedy pojawił się u nich pomysł napisania książki o Algierii, co też po pewnym czasie uczynili. Lekki styl i humor w opisach sprawia, że książki przez Kamlerów pisane są doskonałą i ciekawą lekturą.
pozdrawiam,
Max