Poznań
Winorośl rosła na wzgórzu Cytadeli
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Na początku był lodowiec. Poznań ma wiele jego śladów – morenę czołową, liczne doliny, wzgórza. Czasem – mniej lub bardziej świadomie – przeklinają go rowerzyści, zmuszeni do podjeżdżania, w pozornie nizinnym mieście, po kilkadziesiąt metrów pod górkę.
Jedną z pamiątek po skandynawskim lądolodzie jest też wzgórze, ulokowane tuż za centrum miasta, nazwane przed ponad stu laty Cytadelą. Ale zanim pojawiła się tu twierdza, były to tereny zwykłej wioski, jakich wiele było podówczas w okolicach Poznania. Jej mieszkańcy mieli do dyspozycji szeroki, choć stromy i – co ważne – południowy stok wspomnianego już wzgórza. Warunki wręcz idealne do uprawy winorośli. Zatem wino rosło tu przez kilka stuleci, aż do momentu, kiedy pojawili się Prusacy. Postanowili oni w niezwykle strategicznym miejscu wznieść właśnie Cytadelę – centrum potężnej twierdzy, w jaką zdecydowali przekształcić Poznań.
Los wioski na wzgórzu był przesądzony. Po wypłacie odszkodowań Prusacy przesiedlili mieszkańców na nowe, położone około dwa kilometry na północ, miejsce płaskie, zatem nie nadające się już do uprawy winorośli. Bachusowe owoce pozostały już wyłącznie w nazwie: dawna wieś, a dziś dzielnica rozrastającego się Poznania to Winiary.
Tymczasem na „winnym” wzgórzu zaczęła powstawać największa forteca ówczesnej Europy. Ponad 100 hektarów powierzchni, liczne raweliny, mury kilkunastometrowej wysokości, fosy, koszary, magazyny broni… Co więcej: Prusacy skonstruowali też dwie śluzy (nazwane – od ich rozmiarów: Małą i Wielką). Miały one – w razie zagrożenia do Cytadeli – zatopić przedpole twierdzy. A tym przedpolem był po prostu… Poznań! Takie niebezpieczeństwo nastąpiło zaledwie raz i – na szczęście dla miasta – wiek po budowie śluz, kiedy o ich roli zapomnieli nawet „porzudni” Niemcy. Była to zima 1945 roku, kiedy u stóp wzgórza pojawiły się oddziały polskie i radzieckie, aby 23 lutego ostatecznie wygnać faszystów z Poznania.
Z twierdzy pozostało morze ruin. Najpierw – przez pierwsze powojenne lata – stopniowo rozbierane cegła po cegle przez miejscową ludność, która chciała tym budulcem odbudować własne domy, zniszczone przez ofensywę Armii Czerwonej. Potem – na przełomie lat 50. i 60. – dawną prusko-niemiecką twierdzę demontowali ci sami ludzie, ale już nie dla siebie, lecz w ramach tzw. „czynów społecznych”. Później – również społecznie – na Wzgórzu powstał park, do dziś zresztą największy w mieście.
W XXI wiek Cytadela wkroczyła dumnie. Wprawdzie część tego, co stworzyli sami Poznaniacy niemal pół wieku temu, dotknął ząb czasu. Pojawiły się za to nowe elementy. Najbardziej znanym z nich jest z pewnością instalacja prof. Magdaleny Abakanowicz „Nierozpoznani” – 113 mosiężnych postaci bez głów. Kilka lat wcześniej – w porozumieniu z ONZ – na Cytadeli stanął też Zegar Pokoju, jeden z zaledwie trzech na świecie (pozostałe są w siedzibie ONZ w Nowym Jorku oraz w Hiroszimie). Na wielkiej łące, u jego stóp, co roku na 8 dni przed Wielkanocą, odbywa się największe widowisko pasyjne w Europie, ściągające co roku ponad sto tysięcy widzów.
Ale Cytadela to też miejsce pamięci – tej najdawniejszej: o winnicach i wiosce na wzgórzu. Ale też tej młodszej: o tysiącach ofiar, żołnierzach polskich, brytyjskich, radzieckich, poległych w walce o wyzwalanie wzgórza. Pamięć idzie jednak jeszcze dalej – do okresu PRL-u. Tu właśnie, po części w tajemnicy przed światem, władze pochowały niemal wszystkie z 65 ofiar Poznańskiego Czerwca 1956 roku…
Pamiętaj i Ty: podróżniku, turysto, gościu w grodzie Mieszka nad Wartą, o tym wzgórzu pełnym historii…
Poczytaj więcej o okolicy:
Zajrzyj na te strony:
* autor jest członkiem grupy przewodników po Poznaniu VisitPoznan.info
Dodaj komentarz