Odessa
Kim są Odiesity?
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Potiomkinowskie Schody – jedna z najsłynniejszych scen światowego filmu w słynnym „Pancerniku Potiomkin” Sergiusza Eisensteina, Mołdawanka – dzielnica biedoty, głównie żydowskiej oraz przestępczości, tak barwnie opisana w „Opowiadaniach odeskich” Izaaka Babla oraz gmach Opery, to chyba najbardziej znane symbole Odessy.
Odessa to największy ukraiński, a wcześniej rosyjski, port nad Morzem Czarnym. Miasto młode, liczące niewiele ponad dwa wieki, praktycznie bez liczących się zabytków. A równocześnie miasto magiczne, niepowtarzalny konglomerat, czy – jak wolą inni – tygiel kultur. Mieszkają w nim Odiesity, jak nazywają się zarówno jego rdzenni mieszkańcy, jak i ci przybysze, którzy po wielu latach mieszkania tu przejęli zwyczaje i ducha tego miasta. Spotykałem ich w wielu krajach, przeważnie będących tam w podróży lub osiadłych czasowo, bo trafiła się dobra praca. Ale nawet ci, którzy wyemigrowali na stałe, tęsknili do Odessy i jej atmosfery. Natychmiast udawało mi się nawiązać z nimi kontakt. Są bowiem otwarci, ciekawi świata, ze smykałką do interesów, a przynajmniej możliwie niezłego urządzenia się także na obczyźnie. Mówią przeważnie po rosyjsku, chociaż większość mieszkańców ponad milionowej Odessy stanowią Ukraińcy. A przedstawiciele innych narodowości, nie tylko żyjący tu z dziada pradziada jak Grecy, Bułgarzy, Rosjanie, Rumuni czy Żydzi, ale nowi imigranci np. Ormianie, gdy tylko zostaną wchłonięci przez tutejsze społeczeństwo i atmosferę, stają się przede wszystkim właśnie Odiesitami.
Miasto kontrastów…
Odessa, jaką oglądam wiosną 2012 roku, jest miastem ogromnych kontrastów. Rozciągnęła się, zwłaszcza w regionie nadmorskim, daleko na południe. W nowych dzielnicach, jak i historycznym, XIX-XX-wiecznym centrum, zbudowano mnóstwo nowoczesnych, także wysokościowych, domów, centrów biznesu, banków itp. Równocześnie jednak wystarczy niekiedy skręcić za róg, lub wejść w równoległą ulicę nawet w centrum, aby znaleźć się w innym świecie: rozsypujących się ruder, parterowych bądź jednopiętrowych domów z odpadającymi tynkami i zarywającymi się balkonami oraz secesyjną sztukaturką. Szczególnie widoczne jest to na Mołdawance. Bo mają rację zarówno ci, którzy twierdzą, że przecież istnieje ona nadal i tętni życiem. Jak i wykazujący, iż t a m t e j dzielnicy o tej nazwie już nie ma co najmniej od czasów wojny. Pozostały stare domy, trochę dawnych mieszkańców i ich potomków, ale dawny charakter i tutejsza atmosfera przeminęły bezpowrotnie. Wstrząsające wrażenie zrobił na mnie widok dużego i pięknego niegdyś domu w starej, reprezentacyjnej części miasta, w którym w latach 1850-51 mieszkał jeden z klasyków literatury rosyjskiej i światowej Mikołaj Gogol. Obecnie duża, opuszczona piętrowa ruina z oknami na parterze pozabijanymi deskami, sypiącymi się tynkami, popsutymi rynnami. I tablicami, w tym jedna z płaskorzeźbą – portretem pisarza, które w każdej chwili mogą odpaść od ścian. Niezrozumiały zupełnie brak troski o zabytek.
Po polsku to będzie „odesyci”. Istnieje takie słowo, powtarza sie w polskiej literaturze.