Rangun
Lekcja buddyzmu w… autobusie

Autorka: Katarzyna Pąk
Stłoczeni w kiepskim birmańskim autobusie, telepaliśmy się całą noc po jeszcze bardziej kiepskich drogach. Ale obcowanie z życzliwymi i pogodnymi Birmańczykami było najlepszą, praktyczną lekcją buddyzmu.
fot: Katarzyna Pąk
Rangun. Lekcja buddyzmu w… autobusie
Przejazd z Rangunu do Mandalay otworzył mi oczy na kraj i ludzi; o tym mogłam jedynie pomarzyć przechadzając się ulicami.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Po latach podróży doszłam do wniosku, że większość fascynujących przygód zdarzyła się w oparciu o środki lokomocji. W końcu to normalne dla podróżnika że się przemieszcza, ale każdy środek lokomocji ma swoją specyfikę. 

Moim najbardziej odkrywczym autobusowym doświadczeniem była nocna podróż z Rangunu do Mandalay w Birmie.

Dworzec w Rangunie – stolicy Birmy – jest rozległym miasteczkiem. Dojechać wprawdzie można taksówką, ale znalezienie właściwego kantorka dla właściwego kierunku to już sprawdzian dla wytrwałych w nawiązywaniu kontaktów. Żaden napis nie jest w alfabecie łacińskim, a ceny także nie po arabsku. Mnie udało się kupić właściwe bilety dzięki dużej życzliwości przypadkowych ludzi i zdjęciom w przewodniku po których zdefiniowali kierunek jazdy. Kantorki, jak sama nazwa wskazuje, to nie lux obsługa z kasą czynną 24/24. Oj, tu trzeba dystansu i zrozumienia!

Birma to kraj praktykujących buddystów, junty i band narkotykowych działających w regionach przygranicznych. Trudności w językowym porozumieniu się z Birmańczykami w pełni wynagradzali serdecznością, pomocą i niezwykłą życzliwością. Im trudniej dogadać się językowo, tym więcej obserwacji można poczynić wśród towarzyszy podroży. Przejazd z Rangunu do Mandalay otworzył mi oczy na kraj i ludzi; o tym mogłam jedynie pomarzyć przechadzając się ulicami.

Stłoczeni w kiepskim autobusie, telepaliśmy się całą noc po jeszcze bardziej kiepskich drogach. Ale obcowanie z życzliwymi i pogodnymi Birmańczykami było najlepszą, praktyczną lekcją buddyzmu. Już na początku podroży sąsiad poczęstował nas smakołykiem, którego pochodzenie próbowałyśmy ustalić miedzy sobą. Reszta sąsiadów patrzyła z zaciekawieniem, częstując nas przez cała podróż coraz to nowymi przekąskami, jakie nabywali po drodze. Kilka godzin jazdy pozwoliło zweryfikować pogląd, że tylko młode pary migdalą się do siebie bez względu na szerokość geograficzną. Ludzie byli mili i życzliwi wobec siebie bez względu na wiek i płeć. Na ostatnim siedzeniu podróżowały babcia z wnuczką. Starsza pani miała problemy z pęcherzem. Cały autobus bez szemrania zatrzymywał się, ludzie zamykali siedzenia  przy przejściu, by pomoc babci z wnuczką przecisnąć się do wyjścia i powrotem. Ludzie uśmiechali się i spokojnie akceptowali dodatkowe nocne przystanki.

Rozbroił mnie zupełnie starszy pan siedzący przed nami. O świcie kupił swojej równie wiekowej towarzyszce kwiaty we włosy. Zwyczaj znany w całej Azji ,wpinanie rankiem pachnących girland kwiatów we włosy, okazało się być sprawdzianem miłosnej deklaracji starszego pana. Obdarowana nie robiła wrażenia zaskoczonej tym gestem. Gdzież bym ja zobaczyła polskiego 60-latka kupującego ad hoc żonie COKOLWIEK od obwoźnego sprzedawcy?

Ale najcenniejszym doświadczeniem były filmy wideo. A właściwie jeden tasiemiec. Mimo braku zrozumienia słów nietrudno było się połapać w treści. Główny wątek we wszystkich telenowelach jest ten sam. Dwoje zakochanych na drodze cierniowej ku szczęściu. Nawet przysypiając od czasu do czasu nie zgubiłam myśli przewodniej. Tym „złym” był ojciec dziewczyny – biznesmen. Człowiek korzystający z telefonu komórkowego, jako symbolu zarówno bogactwa jak i złych manier. Apogeum zmiany nastawienia „złego” do miłości golca – absztyfikanta  jego córki była… kontemplacja w świątyni. W kraju rządzonym przez juntę, w filmie sponsorowanym przez państwo „zły” zamieniwszy spodnie na sarong doświadcza nawrócenia u stóp posągu Buddy.

* * *

I tak zrozumiałam, jak można żyć w zgodzie z buddyjskim przesłaniem, akceptując militarny reżim….

Poczytaj więcej o okolicy:

 

Komentarze: 3

    Witek, 28 stycznia 2014 @ 12:22

    a kiedy byłaś w Birmie, Kasiu?

    Katarzyna, 1 lutego 2014 @ 14:18

    To bardzo aktualne w przypadku Birmy pytanie. Tam trzeba się spieszyc. Myanmar wraz z otwarciem się na kapitał światowy podąża droga Tajlandii. Bagan z pagodami czy rybacy z Jeziora Inle nie znikną, ale birmańska esencja buddyjskiego etosu przestanie byc tak widoczna. Myanmar ma najwyższy procent praktykujacych buddystów therawady. Zobaczyć jak godzą religijny etos z życiem pod reżimem juny gnał mnie tam w 2001 roku. Bardzo dziwne uczucie widząc generałow pilelgżymujących na tamtejsza Jasną Górę /Kytaitiyo/, czy mundurowych żołnieży sprzatajacych pełen mnichów klasztor. To wyjątkowo miłe I przyjazne podróżnemu społeczeństwo. Buddyści z duszy, nie intelektu. Brak porozumienia językowego nie był przeszkodą.

    Katarzyna, 1 lutego 2014 @ 14:21

    Kilka zdjec z Kyaitiyo-radze odbyc piechota pilegrzymkę,

Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij