Schynige Platte
Kolejką zębatą do alpejskiego ogrodu

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Podróż rozpoczynamy na stacji Widerswil koło Interlaken. Wsiadamy do krótkiego pociągu z archaicznymi wagonami. Przypominają one przedwojenne i z lat wojny wagony ówczesnej trzeciej klasy.
Do każdego przedziału wsiada się bezpośrednio z półki biegnącej na zewnątrz, wzdłuż jego bocznych ścian. Różnica jest jedna. W tamtych wagonach między przedziałami były ściany aż do sufitu. W tych dzielą je tylko oparcia siedzeń. Ale przechodzić między nimi nie wolno. Pociąg zabiera maksimum 40 pasażerów, rezerwacja miejsc, zwłaszcza w szczycie sezonu, jest więc konieczna.
Pociąg jak z muzeum
Mam znakomite miejsce tuż za, oddzieloną tylko ścianą z oknami, kabiną maszynisty. Maszynistka jest kobieta, będąca zarazem konduktorem tego pociągu. Najpierw sprawdza czy wszyscy siedzą bezpiecznie oraz czy mają bilety. Zamyka drzwi i po chwili, zgodnie z rozkładem jazdy, ruszamy. Czeka nas zaledwie 52 ? minutowa podróż, ale ze znacznymi różnicami wysokości. Zaczynamy ją na niespełna 600 m n.p.m., stacja docelowa położona jest jednak na 1967 m n.p.m. Jedziemy zabytkową koleją zębatą. Jednotorową, z dodatkową trzecią szyną oraz mijankami na trasie. Zwrotnice, tak jak ponad wiek temu, przestawiane są ręcznie przez dróżniczki. Kolej Schynige Platte kursuje na tej trasie od 14 czerwca 1893 roku. Ze względu na warunki atmosferyczne, zwłaszcza opady śniegu, tylko sezonowo.
Od stacyjki do stacyjki
Widoki z okien na doliny i górskie szczyty są wspaniałe. Chociaż coraz częściej przesłaniają je drzewa. W Lütschine przejeżdżamy przez most na górskiej rzece, pociąg zaczyna wspinać się jak slalomem coraz wyżej. Krótki postój na stacyjce Rotenegg, później dwa tunele wykute w zboczu góry, z krótką ale malowniczą przerwą między nimi: Rotenegg i Stollfluh. Mijamy nieliczne domy, też, obok stacji Breitlauenen, dom jednego z najbardziej znanych szwajcarskich malarzy, autora ekspresyjnych krajobrazów Ferdynanda Hodlera (1853 ? 1918), który w tym miejscu miał ulubiony punkt widokowy.
Szwajcarskie sery jadą do miasta
Na mijankach pociągi jadące w dół. Są to zarówno składy pasażerskie jak i towarowe. Moją uwagę zwraca pociąg składający się z lokomotywy i dwu wagonów ? platform wypełnionych ogromnymi krążkami szwajcarskiego żółtego twardego sera. Produkują go na halach pasterze, gotowy odsyłają na dół do sprzedaży. W okolicach tej stacji na letnich wypasach przez około 100 dni przebywa blisko 50 krów i 30 cieląt. Są tu bowiem najzdrowsze ze zdrowych alpejskie łąki. Ale także? 20 świń, 1 muł i 3 konie. Potrzebna jest bowiem również siła pociągowa. Z krowiego mleka na miejscu produkowane są słynne sery alpejskie. Niewiele, zaledwie 70 ? 80 kg w sezonie. Jeszcze w połowie ubiegłego wieku chłopskie dzieci wychodziły do zatrzymujących się to pociągów i sprzedawały podróżnym świeże mleko. A całe rodziny przekonywały się, że turystyka, to wcale nie taki zły interes.
Dodaj komentarz