Warszawa
Niełatwo jest żeglować po Wiśle

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Rejs pychówką w dół Wisły zaczynamy z Płyty Czerniakowskiej. Port Czerniakowski, nie dość że w remoncie, to jeszcze zamknięty z powodu niskiego stanu wody.
Nasi sternicy, Andrzej i Piotr ze stowarzyszenia „Szerokie Wody”, narzekają, że Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie bez uprzedzenia zamyka wrota powodziowe; potrafią zamknąć śluzę ni z tego, ni z owego, i rób człowieku, co chcesz, a łódź uwięziona w porcie… – opowiadają.
Z rybiej perspektywy
Żagiel rozprzowy rozpostarto tylko na chwilę, by go przesuszyć po deszczu. Wiatru nie ma, płyniemy na silniku. Hałasuje i śmierdzi, ale trudno. Z dołu spoglądamy na Most Świętokrzyski, Stadion Narodowy… Ładnie prezentują się z poziomu wody. Gdy przepływamy pod Starym i Nowym Miastem, blisko lewego brzegu – rozczarowanie. Spodziewałam się widoków z obrazu Canaletta, tymczasem skarpę i stojące na niej domy przesłoniło wysokie nabrzeże. Widać było tylko wieże i dachy.
Dlaczego zabrali boje?
Za Mostem Gdańskim woda zaczyna się burzyć na kamieniach. – To najwęższy i najniebezpieczniejszy odcinek rzeki stąd, aż do Gdańska – opowiada Piotr prowadzący naszą krypę. Wisła jest tu waska, pełno kamieni na dnie, widać zresztą głazy wystające z wody. Wprawną ręką prowadzona łódź omija je wszystkie bez problemu. – Główny szlak wodny wyznaczony jest bojami, ale to tylko podpowiedź i wskazówka, ostateczny szlak wybiera sternik obserwując wodę… – tu opowieść przerywa poruszenie wśród fachowców na obu naszych łodziach. Z przeciwka płynie łódź po brzegi wypakowana bojami. Nasi przewoźnicy są zdumieni, że Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie postanowił zamknąć wodny szlak likwidując znaki. – Przecież jest piękna pogoda, dopiero połowa października! – oburzają się. – Żegluga na Wiśle możliwa jest, nim nie skują jej lody.
Pamiątka po… rozbiorach
Tu następuje skrócony wykład o znakach żeglugowych w korycie rzeki, na brzegach, mostach. Niestety, oznakowanie na Wiśle jest w wielu miejscach mocno zniszczone, nieaktualne lub po prostu źle ustawione. Albo zabrane na zimę – przedwcześnie. Dowiaduję się, że oznakowanie szlaku żeglugowego na Wiśle jest jeszcze pod jednym względem szczególne: odzwierciedla dawny podział kraju pod zaborami. Znaki wodne w „austriackim zaborze” stanowią tyczki biało-czarne i biało-czerwone. Na „pruskim” odcinku – wyznaczają go boje walcowate i trójkątne. A „w Królestwie” – oznakowanie jest mieszane, czyli albo tak, albo tak.
Pod którym przęsłem wiedzie droga?
Pod którymś z mostów znów słyszę uwagę: – W całej Europie na mostach są znaki pokazujące pod którym przęsłem jest bezpieczny szlak wodny. A tu? Widzicie znaki? Niech ktoś zgadnie… rzeczywiście, nie ma. No może kiedyś były… z bliska widzę rombowate tablice zmalowane już dawno temu szarą mostową farbą.
40 kilometrów do portu
Dopływamy do Narwi, wpływamy w jej nurt. Cumujemy w modlińskiej marinie. To pierwsza przystań od Warszawy: wystartowaliśmy na 511 kilometrze rzeki, tu jest 550. No, nie jest to rzeka zagospodarowana. Port też nie: dwa pomosty dość gęsto obstawione łódkami, szefowa pokrzykuje z góry jak bufetowa w czasach minionych. Na brzegu rozgardiasz. Którędy dojść do restauracji? Najbliżej… przez dziurę w fortecznym murze.
Dodaj komentarz