Ciudad Perdida
Zaginione Miasto w rękach Indian Kogi
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Pięć dni drogi. W deszczu, glinie, lub słońcu, ale z wilgotnością do 80 proc. Niby wszyscy na forach pisali, że przejścia niby krótkie, ale uciążliwe? Ale żeby tak? Niestety, lekko nie było.
Ciudad Perdida było zaginionym miejscem gdzie najpierw, na początku lat 70. ubiegłego wieku dotarli lokalni rancheros i przypadkiem dokopali się złotych skarbów. Ponieważ do najbliższych siedzib było daleko, wracali kilkakrotnie w zwiększonym składzie. Kopanie w dżungli pełnej węży i innych kąsających żyjątek nie było łatwe, ale i dwunożne żyjątka też nastawały nawzajem na swoje życie. Podobno największy skarb zmieniał siedmiokrotnie właściciela, zanim dotarł na wybrzeże. Zginęli wszyscy.
Ciągle o badaniach archeologicznych mówi się mało. Dzisiaj mówi się więcej w sieci o porwaniach turystów, choć zdarzyło się to dziewięć lat temu?
Antyczni Tayrona odeszli ze swoich siedzib uciekając spod władzy Hiszpanów. Zakopali swoje ozdoby we wsiach rozsianych po selwie. Ciudad Perdida jest największym skupiskiem miejskim Tayrona, jakie odkopano. Podziw budzą tarasy, na których podobno w rozkwicie miasta mieszkało 5 tys. ludzi. Dzisiaj utrzymywane przed zarastaniem przez dżunglę tarasy, to podstawy dawnych budowli Tayrona. Zostały podwaliny chat, schody, system umocnień i zarysy mieszkalnych kwartałów. Najważniejsze w centralnej części są płaskie, okrągłe podstawy domu spotkań szamanów z bogami. Na najwyższe tarasy nie mieli wejścia wszyscy mieszkańcy, a już z pewnością nie kobiety. To mężczyźni Kogi zbierają się w malice ? głównej chacie, gdzie szaman ogląda poporro, oceniając po tym prace każdego z członków klanu.
Poporro to tykwa z kijkiem. Otrzymuje ją każdy dorastający chłopiec. W uznaniu męskości dostaje do żucia znieczulający proszek. Poporro jest w użyciu mężczyzny przez cały dzień, żaden nie rozstaje sie z nim nawet idąc przez las. Nieustannie pluje na patyczek i nawija. Jeżeli mówimy o ?nawijaniu śliny?, to dla mnie tak właśnie to wygląda.
Indianie Kogi uważani są za potomków Tayrona. Mieszkają w okalającej Ciudad Perdida selwie, są brani jako przykład zachowania tradycji dawnych ludów.
Mimo że są gospodarzami okolicy, tzn. każdy turysta płaci za przejście przez ich teren i tylko oni maja prawo utrzymywać stanice z hamakami dla trekkerów, widuje się ich sporadycznie. Po swoje pieniądze z ruchu turystycznego zjawiają się w mieście raz w miesiącu. Ich reprezentanci kontaktują się z agencjami turystycznymi i… dyktują warunki kooperacji. Kogi pojawiają się w stanicach za dnia, gdy nie ma turystów. Kobiety i dzieci dostają posiłek i znikają w zieleni. Zdjęć także unikają. Stąd wiedza o nich… tylko mityczna lub z ust przedstawicieli lokalnych agencji.
Nie zrozumiałam, o co chodzi z tym nawijaniem śliny na patyczek. Co to jest, dlaczego, skąd się bierze? I co to im daje?