Popadia
On ją zabił – ty możesz zdobyć

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Drugim elementem zagospodarowania turystycznego jest wycinanie ścieżki w kosówce. Jest to robione w sposób dla nas, przyzwyczajonych do zadbanych tatrzańskich szlaków, dość zaskakująco. Gałęzie wycinane są na wysokości od 20 do nawet 40 cm nad ziemią. Powoduje to, że poruszanie się po takiej ścieżce jest bardzo niewygodne i czasochłonne. Warto jednak uświadomić sobie, że bez wycięcia kosówki poruszanie się po Gorganach jest niemożliwe. We wspomnieniach Wincentego Pola sprzed blisko stu pięćdziesięciu lat zachował się zapis, że aby wejść na Popadię wynajął 20 Bojków z ciupagami, aby wyrąbywali drogę w kosodrzewinie. Ciekawostką niespotykaną chyba nigdzie w Europie jest tabliczka umieszczona na drzewie przy szlaku w rejonie Połoniny Płyśce, wymieniająca z imienia i nazwiska pracowników rezerwatu wycinających szlak przez kosówki.
Po strawersowaniu szczytu Pietrosa i zdobyciu Wierchu Koretwina cel naszej wyprawy ukazuje się nam w całej okazałości – wielka, pokryta gorganem, dumna Popadia. Jeszcze przełęcz i nowiutkie drogowskazy – a na jednym z nich napis: „woda 750 m”. To odległość. Informacji, że do tej wody jest ponad 250 m w dół – nie ma. Zdajemy się na pracowicie niesione w plecakach zapasy, ale kilka godzin później, na noclegu, wyprawa po wodę zajmie nam prawie godzinę.
Za przełęczą zaczyna się gorgan. Potężne rumowisko skalne składające się z kamieni od wielkości cegły, do głazów przypominających niewielki kredens. Wszystko to ruchome i kiepsko oznakowane. Idzie się bardzo ciężko i wolno. Szczyt osiągamy znacznie później niż się tego spodziewaliśmy. Spotykamy tam liczne umocnienia kamienne z czasów I wojny światowej – w części budowane przez polskie Legiony. Tych umocnień wojska rosyjskie nigdy nie sforsowały. No i panorama!
Mieczysław Orłowicz pisał o widoku ze szczytu Popadii, że jest to najpiękniejszy i najbardziej niezwykły widok, jaki w polskich Karpatach można zobaczyć. Jak okiem sięgnąć żadnych ludzkich osiedli, żadnych śladów cywilizacji – tylko góry, góry i góry. Ze szczytu, przy dobrej pogodzie, widać szczyty Bieszczadów, Świdowca, Czarnohory a nawet Pietros w rumuńskich Górach Rodniańskich. Uwagę zwraca słupek graniczny z wyraźnym orłem w koronie i datą 1923. Po jego drugiej stronie litery CS i data 1920. To ślad po dawnej granicy między Polską i Czechosłowacją ustalonej traktatem w 1920 r. i znakowanej słupkami w terenie w roku 1923. Słupki graniczne towarzyszyły nam spod szczytu Wierchu Koretwina do samej Popadii. Stąd dawna granica schodzi na Gorgan Wyszkowski i przełęcz Toruńską.
Odkurzyłem dawno nie czytane książki. Popadia. Mieczysław Orłowicz pisał tak:
„Chociaż promień widzenia jest tak rozległy (odległość Pikula od Alp Rodniańskich wynosi 240 km) widok z Popadii ma jedną cechę charakterystyczną; nie widać stąd ani kawałka równiny, ani jednej osady ludzkiej; wzrok gubi się w morzu wierzchołków, połonin, głazów, kosodrzewiny i czarnych górskich stoków, porosłych odwiecznym borem. Śmiało rzecz można, że (nie licząc Tatr, posiadających odrębny charakter) widok z Popadii nie ma sobie równego w Karpatach, na całej ich przestrzeni od Preszburga po Orszowę.”