Irawadi
Rejs wśród świątyń

Na lewym brzegu coraz liczniej pojawiają się zabytkowe, głównie ceglane budowle. Dotarliśmy do nadrzecznej części Równiny Dwóch Tysięcy Pagód na lewym, wschodnim brzegu Irawadi.
fot: Cezary Rudziński
Irawadi. Rejs wśród świątyń
Na brzegach widzę niewielkie, biedne wioski. Migają małe stupy i ich skupiska. Ludzie pracują na polach, rybacy łowią z łodzi.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Rejs to chwila relaksu

Różnego rodzaju statki i stateczki przewożą towary. Monotonię rejsu przerywa obiad na dolnym pokładzie, a także mijanie ujścia rzeki Chindwinn, prawego dopływu Irawadi, również dosyć szerokiej. Po kolejnej chyba godzinie ? rejs jest także dniem wypoczynku po serii dużych wrażeń w tym kraju oraz przed ich kolejną dawką, nie patrzę więc na zegarek ? na prawym brzegu pojawia się miasto Pakokku. Jest w nim oraz w jego okolicach kilka klasztorów, z których za najciekawszy uważany jest Pakhanngeh Kyaung. Natomiast monaster Myo Mia Ahle zasłynął w 2007 roku z protestu mnichów.

Pagan: zbliża się kres naszej podróży

Słońce jest coraz niżej na nieboskłonie, zbliżamy się do celu podróży. Na lewym brzegu coraz liczniej pojawiają się zabytkowe, głównie ceglane budowle. Dotarliśmy do nadrzecznej części Równiny Dwóch Tysięcy Pagód na lewym, wschodnim brzegu Irawadi. Mijamy Nyaung U, jedno z miejsc w okolicach Paganu, którego zwiedzanie mam w planie. Niespełna3 kilometrydalej na południowy ? zachód zaczyna się Stary Pagan. Jedno z najważniejszych zabytkowych miast w Birmie i jej średniowieczna stolica. Na rzece jest coraz więcej łodzi i stateczków. Przy brzegu cumuje słynny, wspomniany już luksusowy statek pasażerski ?Road to Mandalay?.

Z bliska lepiej widać biedę

To co widzę na brzegu jest trochę szokujące, chociaż do birmańskiej nędzy zdążyłem się już trochę przyzwyczaić. Kilkanaście, może kilkadziesiąt ? wśród drzew i zieleni dokładnie nie widać ? prymitywnych, w większości krytych chyba trzciną drewnianych chat. Trochę krzątających się ludzi, jakiś trójkołowiec czekający na potencjalnych pasażerów. Dobijamy do przystani. Jest równie, a może jeszcze bardziej prymitywna, niż w Mandalaj. Na brzeg, znowu przez jakąś mniejszą łódź,  schodzimy po wąskiej, chyboczącej się desce. Natychmiast otacza nas grono dziewcząt i kobiet oferujących bransolety z laki, jakieś szale i inne upominki. Z bliska jeszcze lepiej widać tutejszą biedę. Ale po trwającym ponad 10 godzin rejsie, tuż przed zachodem słońca, po którym zapadnie noc, nie mamy ani czasu ani ochoty na zakupy.

Czytaj dalej - strony: 1 2

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij