Uluru
Święta skała Aborygenów
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Dookoła zamiast na szczyt
Wdrapywanie się na kamień nie jest obecnie zabronione, ale Aborygeni proszą, żeby mieć na względzie ich religię i zamiast wspinać się na szczyt, obejść kamień dokoła, bo w taki sposób również można doświadczyć jego wielkości. Wielu ludzi, którzy przystają na taką opcję kupuje potem koszulki z napisem potwierdzającym ich wybór i szacunek dla religii rdzennych mieszkańców Australii. To część szerokiej akcji marketingowej, mającej na celu spopularyzowanie spaceru wokół głazu. Dla śmiałków, którzy mimo wszystko zdecydują się na wspinaczkę, przygotowano sieć specjalnych łańcuchów mających ułatwić wyjście na górę. Z naszej grupy tylko jedna osoba się na to decyduje. W tym czasie reszta obchodzi powoli Uluru. Dla kobiet jest to trochę trudniejsze, ponieważ muszą dodatkowo nadrabiać kilka kilometrów, aby okrążyć tzw. sakralne miejsca, zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn.
I jeszcze z lotu ptaka…
Następnego dnia z samego rana, z tutejszego lotniska Ayers Rock odlatuję samolotem do Darwin. Spoglądam co jakiś czas przez okno. Na początku długo, długo nie ma nic, oprócz czerwonej ziemi. I nagle niczym wieloryb na oceanie, praktycznie z niczego, pojawia się potężny kamień, tak monstrualny, że nawet z oglądany z samolotu wydaję się olbrzymi.
Symbol prawdziwej Australii
Uluru to symbol nie tylko Aborygenów ale też tej prawdziwej Australii. Nie został wzniesiony rękoma emigrantów, jak utożsamiane z całym kontynentem budynki Opery czy most Harbour Bridge. Tak jak cała Australia, po prostu wyłonił się z tej czerwonej, zakurzonej ziemi spalonej gorącym słońcem.







Dodaj komentarz