Baracoa
Salsa, czekolada i leżak na plaży…

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Baracoa to zwariowany mikst wszystkiego co najlepsze na Kubie: urokliwe krajobrazy, piękne plaże, szalona muzyka, salsa i… czekolada.
Wieki temu statek Krzysztofa Kolumba dobił do tutejszych brzegów odkrywając Kubę dla reszty świata. Wielkiego odkrywcę zachwyciła tutejsza okolica, śnieżnobiałe plaże i tonące w zieleni wzgórza… A gdy już Krzysztof Kolumb coś poleca, to na pewno warte jest to sprawdzenia.
Po kilkunastogodzinnej podróży z Hawany, jedyną linią autobusową na wyspie Viazul, dojeżdżam do mikroskopijnego dworca w Baracoa. Na przyjezdnych czekają już na ulicy lokalne „taksówki” czyli konie z wozami. Mimo całego uroku, nie warto jednak brać transportu, bo miasto jest tak małe że spokojnie można dostać się wszędzie na piechotę. Wąskie, brukowane uliczki są skąpane w słońcu, od strony zatoki dochodzi mnie szum wody, a z pobliskich domów dobiegają dźwięki muzyki. Nawet z ciężkim plecakiem na plecach, spacer w takiej atmosferze to sama przyjemność. Moja casa znajduje się tuż przy głównej ulicy, będę mieszkać u przemiłej rodziny z dwójką nastoletnich dzieci.
Już na samym początku mówię mojemu gospodarzowi, że chcę kupić czekoladę. Jeszcze będąc w Hawanie znajomy poczęstował mnie słodyczami z tutejszej fabryki, otwartej przed laty przez samego Che. Czekolada jest ciężko dostępna w innych częściach wyspy, dlatego warto się w nią zaopatrzyć na miejscu, oczywiście na czarnym rynku, za lokalne peso cubano.
Zachęcona głośną muzyką, idę wieczorem na główny plac. Atmosfera tego miejsca jest wprost nie do opisania. Krzesła i stoliki zapełniają prawie całą ulicę. Kelnerzy w czerwonych mundurkach serwują słynne na cały świat koktajle na bazie rumu, zespół na żywo energicznie przygrywa muzykę zachęcając wszystkich do śpiewania, tłum ludzi tańczy salsę. Nikomu nie przeszkadzają nawet, gasnące co jakiś czas lampy uliczne, pogrążające co chwilę całą okolicę w ciemnościach. Zabawa trwa jeszcze długo po moim powrocie do casy, dźwięczna muzyka przebija się przez ścianę domu aż do samego rana.
Następny dzień zapowiada się wyjątkowo, obchody urodzin narodowego poety Jose Marti. Całe miasto przygotowywało się na tę uroczystość od kilku tygodni. Zorganizowano różne atrakcje: elektryczne samochody, na których za małą opłatą dzieciaki robią rundkę wokół ulicy, paradę połączoną z pokazami żonglowania, przedstawienie, gdzie maluchy ubrane w kostiumy z epoki odgrywają swoje role, market z zabawkami, budki z domowymi lodami. Dla starszych uczestników festynu, na ulicach wystawione zostały prowizoryczne bary, gdzie można kupić alkohol i koktajle. A wszystkiemu przygrywała orkiestra w czerwonych mundurach.
Dodaj komentarz