Sankt Moritz
Szybkim marszem wokół jeziora
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Co można zrobić, gdy los podaruje w St Moritz tylko jedną niezagospodarowaną godzinę? Cokolwiek. Wybrałam się na szybki marsz wokół jeziora.
Szybki, bo ścieżka okalająca taflę tuż nadbrzegiem ma 4995 m długości. Prowadzi cały czas bezpośrednio nad wodą – różnica poziomów na całej prawie pięciokilometrowej pętli wynosi ledwie 30 metrów.
Kilka słów o jeziorze
Najsłynniejszy chyba alpejski kurort, Sankt Moritz, leży nad jeziorem o tej samej nazwie. Po niemiecku nazywa się ono zatem St. Moritzersee, w powszechnym tu języku retoromańskim – Lej da San Murezzan. Jest najniżej położone z czterech jezior w biegu rzeki Inn na terenie szwajcarskiej Engandyny, doliny w kantonie Gryzonia (najwyżej jest jezioro Sils, dalej Silvaplana i Champfer, wreszcie Sankt Moritz). Lustro wody znajduje się 1768 m n.p.m., powierzchnia wynosi 0,8 km kw., głębokość maksymalna to 44 m. Akwen rozciąga się z południowego zachodu na północny wschód, ma długość 1,6 km a szerokość do 0,6 km.
Start z uzdrowiska
Startuję na południowo-zachodnim krańcu jeziora, z dzielnicy St. Moritz Bad. To nowsza, hotelowa dzielnica miasteczka, nazwana tak ze względu na znajdujące się tu źródła mineralne. Nad jeziorem znajduje się spory kompleks sportowy z bieżniami i boiskami (ponoć często widuje się na nich znanych sportowców), obok współczesny, choć stylizowany na romański, katolicki kościół św. Karola – Sankt Karl Kirche. Nieco w głębi niewielki park zdrojowy. Przechodzę przez mostek na malutkiej tu jeszcze rzeczce Inn i ruszam szutrową ścieżka pod lasem, który dotyka tu wody – to Stazerwald (God da Staz). Skraj wielkiego kompleksu leśnego pokrywającego stoki masywu Bernina. Najstarsza część miejscowości – Sankt Moritz Dorf – znajduje się dokładnie na przeciwległym brzegu. Widzę XIX-wieczne domy, smukłą wieżę kościoła ewangelickiego. Ponad nimi Piz Nair (3057 m n.p.m.) i Piz Corviglia (3083 m n.p.m.) – ten drugi dał nazwę gigantycznemu ośrodkowi narciarskiemu. We wrześniu kolejki pracują pełną parą, wożą w góry turystów.
Pokusa, by ruszyć w góry
Na wschodnim brzegu las odsuwa się nieco, panorama rozszerza się na rozległą łąkę. Łagodnie wznosi się nią ścieżka turystycznego szlaku. Gdyby mi dane było więcej czasu, poszłabym nią do jeziorka Staz, może jeszcze dalej? Przekraczam po mostkach dwa potoki – muszę się spieszyć, to zaledwie połowa drogi. Za mostkami ścieżka zyskuje asfaltową nawierzchnię. Zbliżam się do miasteczka, ruch coraz większy. Spacerowicze, amatorzy nordic walking, biegacze. Rowerzystów nie ma – im wolno poruszać się tylko po północnej, miejskiej stronie jeziora.
Miejską ścieżką
Znów po moście przekraczam rzekę Inn – teraz już większą, potężniejszą, wypływającą z jeziora. Mijam z daleka stację kolejową oddaną do użytku w 1904 roku, gdy do St. Moritz dotarła Kolej Albula. Stacja jest w kompletnym remoncie. Zresztą, w całym mieście buduje się wiele, krajobraz gęsto zdobią kolorowe żurawie. Idę ruchliwym już traktem po północnej stronie wody, przez marinę, miejską plażę, poniżej ruchliwej szosy. Pełno tu cyklistów. Gdzieś za wodą, za lasem, widzę grzbiet Piz Corvatsch (3451 m n.p.m.) na którego stokach rozlokował się drugi z tutejszych ośrodków narciarskich z trasami sięgającymi 3303 m n.p.m. Tu koło się zamyka. Godzina minęła. Jeszcze rzut oka na Piz Rosatsch (3123 m n.p.m) ponad lasem. Gdzieś za nim chowa się najwyższy w okolicy i jedyny czterotysięczny szczyt – Piz Bernina (4049 m n.p.m.).
Warto wiedzieć
Zimą jezioro zamarza. Wtedy, na lodzie, rozgrywane są wyścigi konne, narciarskie, turnieje polo i inne sportowe atrakcje.
Super ujęcie, a pięć kilometrów – bez kilku metrów w ciągu godziny? w tym czas na przystanek i podziwianie i fotografowanie. Udało się. Ma Pani kondycję chodziarza.
Toż przecież napisałam, że marsz był szybki…