Mełnik
Smak wspomnień: Mełnik (13)

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Dom, jakich mało
Ulicą, drogą, potem ścieżką wychodzimy dość wysoko, do ogromnego domu przyklejonego, jak wszystkie ? do skalnej ściany. To dom Kordopułowa, muzeum. Bileterka zaprasza do środka. ? A warto wejść? ? droczę się z nią trochę. ? Oczywiście! ? potrząsa przecząco głową (nie mogę się przyzwyczaić). ? To największy dom w całej Bułgarii, na całych Bałkanach ? opowiada z werwą i przekonaniem. Nie przekomarzam się dłużej, kupuję bilety (normalny 4 lewa, ulgowy 2). Rzeczywiście: przestronne pomieszczenia, białe ściany, stare belki podpierają stropy. Mebli niewiele, wszędzie dywany na turecką modłę. Tajemne przejścia, ogród zimowy, letni…
Na najwyższym tarasie niewielkie drzewko całe oplecione biało-czerwonymi sznureczkami. To martenice, którymi tutejsi (zwyczaj powszechny w Bułgarii) obdarowują się 1 marca. Sznureczki nosi się na nadgarstku albo przypięte do ubrania aż do pierwszych oznak wiosny: przylotu jaskółek lub bocianów, pierwszych pączków na drzewach. Potem zawiesza się je na gałązkach drzew. Chronią przed chłodem, wyrażają nadzieję na nowe życie.
Od izby do izby
Zwiedzanie domu bogatego kiedyś kupca kończy wizyta w jego piwniczkach. Ogromne beki z winem stoją rzędem w długich lochach. W głównym pomieszczeniu urządzono przytulne miejsce do degustacji. W cenie biletu dostajemy kieliszek cienkusza i kieliszek bardzo ciekawego wina miejscowej produkcji. Ma tak oryginalny smak, że nie wiem, czy dobre, czy nie. Na pewno specyficzne. Na wszelki wypadek nie ryzykuję zakupu butelki, choć cena (6-8 lewa) nie wydaje się wygórowana.
Wychodzimy na świat i od razu widzimy drogowskaz: izba. Izba to winna piwniczka. Pozwalamy się pokierować strzałce i trafiamy do jednej z sympatyczniejszych w tym mieście piwniczek. Położona wysoko, ma i chłodne wnętrze pełne beczek, i taras z widokiem na miasteczko. Wybieramy piwniczny chłód. Wstęp kosztuje jednego lewa (nie ma zniżek dla dzieci!), a w cenie dostajemy kieliszek wina i nadzieję gospodarza, że zamówimy więcej. Wino dobre, próbujemy i z tej, i z tamtej beczki… na do widzenia kupujemy butelkę: gospodarz toczy wino, korkuje, nakleja swoją nalepkę… ? Tylko wypijcie w ciągu dwu tygodni, nie trzymajcie zbyt długo ? ostrzega. Wypijemy…
To tylko czar miejsca
Robi się coraz później, otwierają się coraz to nowe izby. Aż żal, że nie można przysiąść w każdej z nich. No, może jeszcze tu… To restauracja (z izbą oczywiście). Otwieram kartę win. Jest! Mełnik 13. Z dużym kieliszkiem w ręku siedzę pod pergolą obrośniętą winoroślą. Nad głową zwieszają się zielone jeszcze, ogromne kiście. Przyszedł kot. Drogą niespiesznie spacerują turyści, łapiąc oddech po upalnym dniu. Ktoś jedzie na osiołku. Wino jest doskonałe, pachnie rozgrzanymi żółtymi skałami, słońcem, wspomnieniami. Kupuję kilka butelek do Polski.
Trochę kwach… ? przyjaciele w kraju nie podzielają mojego zachwytu. Może i mają rację? To przecież prawda, że wino zawsze najlepiej smakuje tam, skąd pochodzi. Każde. Także Mełnik 13.
Warto wiedzieć
Jeśli zawitamy do Mełnika koniecznie trzeba zobaczyć Rożenski Monastyr. Klasztor leży w głębi wąwozu, ok. 10 km. od Mełnika. Można dojechać samochodem. Monastyr różni się od tych najsławniejszych ? Rylskiego czy Baczkowskiego. Mniej tu ludzi, mniej gwaru. W ciemnym wnętrzu tutejszej cerkwi jest chwila na zadumę. Z okopconych świecami ścian patrzą jasne oczy świętych, połyskują ich aureole. Trochę strach… (wstęp wolny).
Dodaj komentarz