Rochers de Naye
Szarotki, świstaki i jezioro pod stopami
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Do tego miejsca mam stosunek szczególny: tu kiedyś-kiedyś miało miejsce moje pierwsze spotkanie z Alpami. Pamiętam je do dziś, bo zauroczyłam się tak, że zamiast wracać na dół do Montreaux, na jakąś uczoną konferencję, poszłam na wagary, w góry.
Teraz nastąpił czas powrotu. Na razie myślami, a gdy znikną covidowe ograniczenia – kto wie? Bo miejsce to piękne, widokowe. Łatwo dostępne, a przy tym jedno z tych, w których nudzić się nie będzie ani rodzina z małymi dziećmi, ani zwykły górski wędrowiec, ani ten szukający wrażeń na ferratach.
Niby nic, a jednak
Rochers de Naye (2042 m n.p.m.) to niewydatny szczyt ponad Szwajcarską Rivierą, czyli należącym do tego kraju wybrzeżem Jeziora Genewskiego (Lemańskiego). Niewydatny, bo 2 tys. m w alpejskich standardach to niewiele. Ale z piękną panoramą. Pod stopami ogromne jezioro, a wokół nieskończone morze gór, w którym wprawnym okiem, lub posiłkując się obrazkiem panoramy, można odróżnić i Mont Blanc, i słynny z północnej ściany Eiger. I ponazywać wiele innych szczytów.
Góra wznosi się między miejscowościami Montreux i Villeneuve, ale najprostszy dostęp do niej jest z tego pierwszego miasteczka – słynnego kurortu. A to za sprawą wyjeżdżającej najwyżej w kantonie Vaud naziemnej kolejki zębatej, która przez Glion i Caux wywozi na Rochers-de-Naye. Stacja znajduje się na wysokości 1968 m n.p.m. Wystarczy krótki spacer by stanąć na szczycie.
Kolejką tak, ale…
Kłopotem może być cena biletu. 70 fr w obie strony i 35 w jedną to poważna wyrwa w nierozbuchanym budżecie. Na dzisiejsze pieniądze to odpowiednio 290 i 145 zł. Zniżki dają SwissPass albo karta miejska Montreux. Warto dopytać w biurze firmy MOB na końcu dworcowego tunelu. Kolejka startuje co pół godziny z peronu nr 8. Podróż trwa około 55 minut.
Wagoniki niespiesznie wspinają się najpierw wśród przedmiejskiej zabudowy, potem przez las i na alpejskie hale, które wiosną słyną z dziko rosnących narcyzów. Na łąkach pasą się wolnożyjące krowy, stoją urokliwe pasterskie domki. Raz z prawej, raz z lewej otwierają się widoki na jezioro. Na dłużej kolejka zatrzymuje się w Caux, gdzie jest mijanka z wagonikami zjeżdżającymi z góry. Można tu wysiąść w drodze tam lub z powrotem i wskoczyć za pół godziny do kolejnego pociągu.
W stylu belle époque
Caux to mała wioska na wysokości 1000 m, z której mamy znów wspaniały widok na Jezioro Genewskie. Pierwotnie zagospodarowana była przez pasterzy, jednak pod koniec XIX wieku, gdy zbudowano kolejkę otwartą w 1892 roku, odkryto jej nowy potencjał. Bo były to czasy belle époque – okres rozkwitu, postępu, emancypacji, względnego pokoju w Europie i… pierwszego turystycznego szaleństwa.
Jak chcesz jechać koleją do i po
Szwajcarii to może coś Ci podpowie
ten przewodnik :
https://kolejnapodroz.pl/kolej-szwajcarii-przewodnik-dla-pasazerow/
Zoo to zawsze zoo. Nic w tym nie ma dobrego, żeby trzymać świstaki w więzieniu. Choć – przyznać trzeba – mieszkają tam one we w miarę naturalnych warunkach.