Wielki, wyłożony kamiennymi płytami prostokąt placu, ze stojącym pośrodku pomnikiem Simona Bolivara, jest miejscem spotkań mieszkańców i obowiązkowym punktem dla turystów. Na wschód od niego rozciąga się zresztą najciekawsza dzielnica – La Calendaria.
Początek współczesnemu miastu dał hiszpański konkwistador Gonzago Jimenez de Quesada zakładając je 6 sierpnia 1538 roku. Nadał mu nazwę Santa Fé de Bacatá, łączącą w jedno miejscową nazwę indiańską i poprzedzającą ją nazwę miejscowości rodzinnej założyciela.
Kierowca przesympatyczny, starszy pan imieniem Juan, rozczarowany, że nie chcę zostać w Caracas na dłużej, proponuje obwieźć mnie po mieście za darmo, a przy okazji łamaną angielszczyzną opowiada o głównych atrakcjach miasta.
W wąskich, niezwykle stromych uliczkach, nasz mikrobus na długo utyka w korkach lub posuwa się z prędkością 3-5 km na godzinę. Nawet tam, gdzie znaki drogowe pozwalają ją rozwijać nawet do 10 (słownie: dziesięciu!) kilometrów na godzinę.
Naszym celem jest dzielnica El Rodadero – nowa cześć miasta, słynąca z dobrych restauracji, nocnych klubów i pięknej plaży. Niestety, na miejscu zastajemy hałaśliwy kurort z olbrzymimi amerykańskimi liniowcami zasłaniającymi widoki.