Dziś przy dobrych warunkach na szczyt Mont Blanc dziennie uderzają dziesiątki osób. Jest on dostępny niemal dla każdego śmiertelnika i hordy turystów ciągną na szczyt. Nie zawsze są dobrze przygotowani.
Dzwoniący budzik utwierdził mnie w przekonaniu, że nadszedł czas. Na zewnątrz gęsta mgła, niemal bezwietrznie, widoczność na kilka metrów. Śnieg sypki, miękki i trudno będzie w nim chodzić. Z żalem odkładamy decyzję o ataku.
Czwartego dnia pobiliśmy rekord długiego spania i zbierania obozu. Byliśmy gotowi na pierwszą po południu. Gdy tylko wyszło, cała zawartość namiotów i plecaków suszyła się już na kamieniach po zimnej i wilgotnej nocy.
Budzi nas nisko przelatujący śmigłowiec. Pewnie dlatego tuż przed przebudzeniem miałem sny o desancie. Nie spieszymy się szczególnie, mamy niedużo do przejścia, najdłuższa i najcięższa trasa już za nami.
O 9 rano wychodzimy w drogę. Chcemy dotrzeć do Nid D’Aigle – Orlego Gniazda na wysokości 2372 m n.p.m. Orle Gniazdo stanowi końcową stację Tramway du Mont Blanc. My jednak decydujemy się wejść od samego dołu na nogach.
Wszyscy mieli bardzo dobre przygotowanie górskie, niemal wszyscy dobrą praktykę wspinaczkową i obeznanie ze sprzętem. Nie można więc powiedzieć, że byliśmy amatorami. Nasza historia rozpoczyna się 12 lipca 2010 r.