Furtka się otwiera. Niewysoki mężczyzna zatrzymuje się na chwilę, macha do nas przyjaźnie ręką, zaprasza do środka. Biletów nie ma, jest skromna skrzyneczka na datki. Wchodzimy do środka.
Zamek w Trokach najpiękniej wygląda zza jeziora. W środku sklepione gotyckie komnaty, dziedzińce, wieże... ale chyba presja gotowości do startu miłych skądinąd pań nie pozwala w pełni docenić budowli, którą postawił Książę Witold, zwany tu Wielkim.
Prowadzi nas ulica Karaim? – Karaimska. Po obu jej stronach stoją kolorowe drewniane domki. Wszystkie zwrócone szczytem do drogi, wszystkie z trzema oknami w szczytowej ścianie.
Z tarasu pod kościołem zobaczymy przyjazną panoramę doliny Willi i wzgórki grodzisk na pierwszym planie. Zejdziemy między nie ścieżką, wdrapiemy się na każde z nich po drewnianych schodkach. Z każdego przyjemny widok.
Puste, surowe, pozbawione wystroju wnętrze robi wrażenie. Każe raz jeszcze wrócić pamięcią do nieodległych czasów, gdy kościoły były zamknięte na klucz a sakralne budowle niszczono celowo, czy pozostawiano, by zniszczył je czas.
Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, w latach 1989-1991 strącono ich z cokołów. Było ich wielu, znacznie więcej, niż u nas. Bo taki Lenin musiał przecież stać w każdym szanującym się mieście. Teraz stoją w parku.
Cmentarz na Rossie założono prawdopodobnie w 1769 roku. Umiejscowiono go poza miastem, bo był to czas, gdy zaczęto doceniać sanitarne znaczenie lokowania nekropolii z dala od miejskiej zabudowy.