Rekonstrukcja głównego placu w mieście, stała się pretekstem, by stworzyć tu niezwykły zegar, Orloj, na wzór najsłynniejszych w Pradze i tego w Ołomuńcu. Tamte pamiętają średniowiecze. Ten zaczął odmierzać czas w ubiegłym roku.
Pośrodku izby na stołeczku siedzi młoda dziewczyna, wokół niej starsze kobiety. Śpiewają, dają młodej dobre rady na życie, zdejmują wianek, przykrywają głowę chustą. To inscenizacja obrzędu zwanego u nas oczepinami...
Ruszamy, a Jano, zaczyna opowieść o flisakach. Z trudem zapamiętuję trudne do wymówienia słowa: flisak to po słowacku pltník, a spływ to plť. Ważne, bo flisactwo było zajęciem ludzi zamieszkujących brzegi Orawy przez prawie tysiąc lat.
Leśna kolejka wozi już tylko turystów, na krótkiej, nieco ponad trzyipółkilometrowej trasie. Od rozbiórki w 1971 roku, gdy eksploatacja całej linii stała się nieopłacalna, uratowano krótki odcinek torów z unikalnymi rozjazdami i zwrotnicami.
Atmosferę starego kurortu czujemy tu na każdym kroku, inaczej niż w nowoczesnych kompleksach termalnych, od razu budowanych dla zaspokojenia rozrywkowych potrzeb współczesnych klientów i gości.
To unikat na skalę światową. Takiego zbioru wyrobów z drutu nie znajdziemy w żadnym innym miejscu na świecie. Dlaczego tu? Bo stąd wywodzili się druciarze, którzy tworzyli swe precyzyjnie wyplatane dzieła na całym świecie.
