Wybieram się na nocne zwiedzanie… Bez wielkich tłumów (choć z grupą), w ciszy i spokoju przemierzam mroczne korytarze niezwykłego teatru. Widzę trybuny, klatki dla zwierząt, pomieszczenia gladiatorów. Dawny świat ożywiam na nowo.
W pustynnym i równinnym krajobrazie tunezyjskiego Sahelu amfiteatr w niewielkiej miejscowości El Jem robi niezwykle imponujące wrażenie. Potocznie nazywany koloseum jest trzecią co do wielkości tego typu budowlą rzymską na świecie.
Via dei Fori Imperiali. Szczególnie pięknie jest tu w minutach zapadającego zmierzchu, gdy zachodzące słońce maluje mury pomarańczą, a niebo się różowi. Nie trzeba być amatorem starożytności, by ulec pięknu otoczenia.
Wędrówka śladami Jana Pawła II – błogosławionego, na trwale zapisuje jego miejsca w Rzymie. Są one charakterystyczne dla kultury antycznej, chrześcijańskiej i współczesnej.
Gladiator to zawód. Nazwa pochodzi od słowa łacińskiego glacius – miecz. Pokutujące mniemanie, jakoby gladiatorami byli niewolnicy, nie do końca jest prawdą. Niewolnicy tak, ale również wyzwoleńcy, byli żołnierze, jeńcy i ludzie wolni. Były również kobiety – gladiatorki...
Sucha logika i arytmetyka kierowały ręką konstruktorów amfiteatru. Scena i widownia to dwa najważniejsze, niezbędne elementy, aby spektakl się odbył. Sceną była arena otoczona eliptycznie wznoszącą się widownią.
Niewątpliwa ikona Rzymu starożytnego i Rzymu współczesnego, która ciągle rozpala umysły i wyobraźnię, prowokuje domysły, naukowe rozważania i badania archeologiczne. Niebawem skończy dwa tysiące lat.
Do Koloseum prowadziło 80 ponumerowanych wejść (zachowały się oznaczenia wejść od nr XXIII do LIV), które zapewniały szybkie (wystarczało ok. 6 minut) opuszczenie widowni przez widzów. A mogło się tam pomieścić nawet 50 tys. osób!