Kolumbijska glina jest miękka, czerwona, człowiek zapada się w nią jak w ciasto. Do tego ostre przewyższenia i przejścia przez rzeki. Nic nie schnie, wszystko ciąży. Ale warto w pocie, deszczu, glinie i słońcu doczłapać do tarasów ludu Tayrona.
Ukoronowaniem mojego tygodniowego pobytu w Cuzco jest bez wątpienia wycieczka na Machu Picchu. Miejsce które widziałam niezliczenie wiele razy w filmach, na zdjęciach i w książkach. Moje wielkie marzenie, żeby zobaczyć tajemnicze miasto na własne oczy, miało się dziś spełnić.
Okolice Cuzco są równie zachwycające jak samo miasto. Przyjechać tutaj i nie zwiedzić przynajmniej kilku pobliskich ruin, to prawdziwy grzech. Agencje turystyczne oferują wycieczki, można też skorzystać z transportu miejskiego i zwiedzić ruiny na własną rękę.
Do tej pory historycy nie są pewni znaczenia tego miejsca. Jedne teorie mówią że plac pokryty był złotymi płytami i składano tutaj ofiary przed rozpoczęciem działań wojennych, inne że było to święte miejsce, gdzie opłakiwano zmarłych.
To miejsce święte dla Boliwijczyków i Peruwiańczyków (jezioro leży na pograniczu tych dwóch krajów), a także Indian Keczua. To też wyjątkowe miejsce w historii Inków. To właśnie tutaj narodzili się pierwsi Inkowie oraz samo słońce, dając początek ich cywilizacji.