Chichocząc… z wahaniem… ktoś zbliża dłoń do czarnej czeluści otworu gębowego… cofa… bo, a nuż... chwila odwagi… uśmiech i pstryk. Nic się nie stało, usta się nie zatrzasnęły i nic dłoni nie uszczypnęło. Na dowód mamy zdjęcie.
Za Moguncją „Vater Rhein” zaczyna wciskać się w malownicze Góry Łupkowe porośnięte winoroślą, a zza skał wynurzają się potężne zamczyska. Wypchane po brzegi barki i statki wycieczkowe wiozą turystów do bajkowej krainy: zamków i wina.
Nad rzeką stoją drewniane domki, rynsztoki odprowadzają ścieki wprost do Wisły. Wszystko razem składa się na klimat głębokiej prowincji, i w złym i w dobrym tego słowa znaczeniu.
Gdy odfajkujemy już wizytę w katedrze i rzucimy okiem na port (w pobliżu potężne gmaszysko wspomnianego banku) możemy zająć się tym, co w Santander najciekawsze: spacerować po plaży.
Kowno może się pochwalić starówką, ocenianą jako najpiękniejsza w tym kraju po wileńskiej. Tak chyba jest w istocie, choć nie dorównuje stołecznemu miastu ani rozmachem, ani nagromadzeniem pięknych budowli, ani intensywnością turystycznego życia.
Klasztor i kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego jest jednym z wotów dziękczynnych ufundowanych przez Jana III Sobieskiego i jego małżonkę Marysieńkę za zwycięstwo pod Wiedniem w 1683 r.
Tylko nieliczni zaglądają do Selçuku, niewielkiego miasta, położonego w pewnej odległości od wybrzeża i jego gwarnych kurortów. Miasto odwiedzają ci, którzy szukają prawdziwych śladów chrześcijańskiej tradycji.
Zadaniem lustra w jezuickim kościele jest przybliżenie ludzkiemu oku centralnego fresku na kolebkowym (beczkowym) sklepieniu. Wrażenie, jakie ta sztuczka wywołuje jest zdumiewające.
Polichromie mają być pokazywane warszawiakom raz w roku, zgodnie z porozumieniem między seminarium a władzami Warszawy. Będzie to Niedziela Dobrego Pasterza-Chrystusa, dzień w którym kościół modli się o powołania kapłańskie.
Kościół wybudowany na przełomie XIII i XIV wieku przez dominikanów, jako jedyny w Rzymie nosi ślady stylu gotyckiego. Laikom dostrzec te ślady jest bardzo trudno.
