Główną częścią muzeum jest „Nowa Zagroda”, położona na północnym skraju wsi, w odległości około pół kilometra od domu rodzinnego. Gospodarstwo wybudowane już przez Wincentego Witosa w latach 1905-1914. Gospodarzył tu do 1931 roku.
Do kościoła na Górze Świętego Marcina dotarłam w lipcu, ale pogoda była iście listopadowa, z silnym wiatrem. W tej scenerii oświetlona od wewnątrz świątynia wyglądała wprost zjawiskowo. Spotkałam tam ekipę konserwatorską.
Może to właśnie łagodny klimat i trwałe związki z innymi kulturami legły u podstaw jedynej w Polsce, a prawdopodobnie i w Europie, stałej ekspozycji kultury romskiej. Mieści się ona w tarnowskim Muzeum Etnograficznym.
Bogato rzeźbiona drewniana konstrukcja, będąca wejściem na zaciszny skwer to tzw. brama seklerska. Postawiono ją w 2001 r. z inicjatywy ambasadora Węgier w Polsce, jako znak przyjaźni obu krajów i sympatii Węgrów do miasta.
W domach zostawały kobiety i w długie wieczory zaczęły robić ozdoby z papieru, wycinać kwiaty, tkać i malować makatki. A potem rozsmakowane gospodynie zaczęły ozdabiać wnętrza domów, całe chałupy i obejścia.
Niewielki zameczek, czy raczej dwór obronny wybudował w XV w Jakub Dębiński herbu Odrowąż, kanclerz wielki koronny. Budowlę na planie prostokąta zdobią dwie baszty i wykusze, otacza ją głęboka fosa.
Kościół p.w. św. Leonarda w Lipnicy Murowanej został zbudowany na miejscu słowiańskiej gontyny. A ponad tysiącletni, drewniany posąg Światowida, przerobiony na krzyż, znajduje się za głównym ołtarzem świątyni.
Kapliczka św. Walentego, do niedawna smętna i zaniedbana, odzyskała ostatnio blask. Została ładnie odnowiona i oświetlona. Zyskała też nowomodną nazwę – to kapliczka zakochanych.
Można by się tu uczyć, jak wyglądały kiedyś budowle określane z włoska palladio in fortezza. Na rogach cztery potężne wieże, spięte murami. Za murami pomieszczenia mieszkalne, od strony dziedzińca przyozdobione krużgankami. Z zewnątrz potęga, wewnątrz – pustka.
Pewnego razu Spytko z Melsztyna postanowił zobaczyć, jak żyją jego poddani. Zamknął więc zamek na klucz i ruszył w miasto. I chyba mu się bardzo spodobało, bo zabalował tak, że zgubił klucz do zamku. Dopiero następnego dnia słudzy przeczesywali ulice „za kluczem”…
