Na co dzień dolina pozostaje pusta. Cerkiew jest otwarta, każdy może wejść do środka. Wokół tablice opowiadające o dziejach zniszczenia i odbudowy. I o ludziach, którzy związali się z Łopienką.
Na działce przeznaczonej pod budowę zasiano kukurydzę, a gdy urosła za jej zieloną zasłoną wylano w tajemnicy fundamenty. Wreszcie pod osłoną nocy postawiono kościół z przygotowanych wcześniej elementów...
Z wieży roztacza się ładna panorama na pogórza, Zalew Soliński, pasmo Otrytu, Połoniny i inne góry i górki. Drzewa zasłaniają jednak widok na najbliższych sąsiadów – Łopiennik i Durną.
Z zewnątrz bryła nie jest specjalnie atrakcyjna, ale wnętrze kryje pozostałości niespotykanego ażurowego ikonostasu składającego się z płaskorzeźbionych figur.
W ewangeliczne postaci wcielają się aktorzy-amatorzy, mieszkańcy okolicznych wsi. W sumie ponad 50 osób z 10 miejscowości. Sympatycznie pobrzmiewa w ich głosach śpiewny tutejszy akcent.
Całość składa się na jeden z piękniejszych dawnych zespołów cerkiewnych na terenie współczesnej Polski. Od czasu gdy w 1945 r. wysiedlono do Związku Radzieckiego zamieszkujących Radruż Ukraińców, nie odprawia się w niej nabożeństw.
W 1977 roku brzmiące z ukraińska nazwy miejscowości, zastąpiono polskimi. Na fali pierwszej Solidarności przywrócono większość z nich. A kilka miesięcy później, na wniosek mieszkańców, Poździacz znów stał się Lesznem.
Cerkiew na co dzień jest zamknięta. Opiekun mieszka we wsi, niestety, przy cerkwi nie ma na ten temat żadnej informacji. Nie wiedzieć czemu nie ma też oznaczeń, że jest to obiekt z listy światowego dziedzictwa.
Z zamkowego założenia pozostał jedynie fragment zachodniego skrzydła oraz resztki bastei o średnicy około 10 m. Tylko tyle zostało z rezydencji wzniesionej przez Jana i Andrzeja Fredrów w drugiej połowie XVI wieku.
Rozciąga się stąd piękny widok na dolinę górnego Sanu i najwyższe szczyty Bieszczadów po polskiej i ukraińskiej stronie. Jeden z najpiękniejszych widoków na całej obwodnicy.
